Page 25 - Demo_ksiazki
P. 25
– Uchodźmy stąd! Kos tu może wrócić, gdy spostrzeże brak swego ca-
noe – powiedział Tomasz.
– Słusznie. Do świtu przeczekamy w lesie, a potem zobaczymy. Nie
wszystko stracone – rzekł rozchmurzony już całkiem Gunter. – Jutro za-
kończymy pościg.
– A może list jest w torbie? – rzekł z nadzieją Tomasz. – Nie trzeba by-
łoby ścigać Kosa dalej.
– Możliwe. Rankiem sprawdzimy. Po ciemku i tak nie przeszukamy sa-
kwy.
– Słusznie, Jerry – zgodził się Gunter. – A teraz koniec gadania. Dwóch
czuwa, jeden śpi.
– Kładź się, ojcze, pierwszy – szepnął Jerry. – Za dwie godziny cię obu-
dzę.
Zaledwie zaczęło świtać, już byli na nogach. Na skraju lasu przetrząsa-
li traperską torbę Kosa, ale prócz różnych drobiazgów, zapasów pemikanu,
prochu i ołowiu nie znaleźli nic. Koperty z przesyłką nie było.
Ostrożnie, z rusznicami gotowymi do strzału, ruszyli w stronę trzcin,
gdzie Jerry znalazł i zatopił łódź Kosa. Tu przecież musieli rozpoznać śla-
dy i stąd pójść za ściganym. Przypuszczali, że Kos, zorientowawszy się
w sytuacji, skorzystał z widnej nocy i poszedł piechotą, aby jak najśpiesz-
niej oddalić się od swych prześladowców. Rzeczywiście z łatwością odna-
leźli odciśnięte na miękkim gruncie ślady jego stóp.
Szli początkowo w stronę boru, a potem jego skrajem. Wyglądało na to, że
Kos nie mógł zacierać śladów albo celowo je zostawiał. Podążali więc szyb-
ko, choć ostrożnie i czujnie. Wiedzieli, że mają przed sobą groźnego prze-
ciwnika. Koło południa trop nagle znikł. Długo myszkowali, zanim ustalili
dalszy kierunek marszu. Domyślili się, że Kos zaczął zacierać za sobą ślady.
Weszli na malowniczą polanę, tonącą w promieniach zachodzącego słoń-
ca. Trzej trampi nie dostrzegli jednak uroków tego leśnego zakątka. Wpa-
trzeni w ziemię pilnie lustrowali trawiastą przestrzeń.
– Jest! – wykrzyknął nagle Gunter.
Odciśnięta w miękkim mchu stopa skierowana była w stronę polany. I tu
trop znowu urwał się.
– W każdym razie nie mógł przefrunąć nad trawami – zauważył zdener-
wowany nową trudnością Jerry.
– Może obszedł polanę albo ruszył w innym kierunku próbował domy-
ślać się Tomasz.
Chwilę naradzali się, a potem podjęli decyzję. Jerry został na miejscu,
aby dokładnie zbadać tropy w pobliżu miejsca, gdzie stali, a Tomasz i Jo-
hann mieli spenetrować okolicę polany. Liczyli, że natrafią gdzieś na śla-
dy. Ale na próżno. Wrócili więc do Jerry’ego. Młody Connel, zadowolony,
z błyskiem w oczach, zawołał:
51