Page 22 - Demo_ksiazki
P. 22

– Nasze porachunki nie zaszły tak daleko – mruknął stary Connel.
             – Ale ten plugawy pysk stłukę, jak tylko nadarzy się okazja – powiedział
          twardo Johann Gunter.
             – W każdym razie postaramy się zadanie wykonać – wtrącił Jerry.
             – To w drogę!
             Uścisnęli sobie dłonie. Trampi wyszli. Przemknęli ostrożnie pod budyn-
          kami, przebiegli koszarowy plac, przekroczyli bramę fortu. W najbliższych
          zaroślach zapadli na czatach. Widok na bramę mieli doskonały. Czekali więc
          gwarząc i układając plany swych leśnych włóczęg.
             Wreszcie ujrzeli Ryszarda Kosa opuszczającego Detroit. Nie skierował
          się na utarty puszczański szlak, lecz skręcił na lewo i wzdłuż domów pod-
          grodzia podążył w stronę Detroit River. Trampi spodziewali się tego. Kos
          przecież gdzieś nad rzeką miał łódź. Przeczekali chwilę i ruszyli za nim. Nie
          mogli wyjść na otwartą przestrzeń, aby idąc na przełaj, skrócić sobie drogę,
          bo wówczas mogli być spostrzeżeni przez Kosa. Postanowili więc obejść
          zaroślami, szerokim łukiem okalającymi fort i przyległe zabudowania, a to
          znowu  pozwalało Ryszardowi poważnie się oddalić. Dlatego też przyśpie-
          szali kroku, niemal biegli. Gdy znaleźli się nad rzeką, spostrzegli w miej-
          scu, gdzie Kos opuszczał canoe na wodę, zgniecioną trawę, a na miękkim
          brzegu odciśniętą wyraźnie stopę.
             – Odpłynął. – Jerry wskazał ślady.
             Gęsty szpaler wierzb i przybrzeżnych trzcin zakrywał pole widzenia. Dlate-
          go też nie mogli dojrzeć, czy rzeczywiście na rzece znajduje się czółno Kosa.
             – A jeśli nie odpłynął? Jeśli to podstęp – powiedział Johann. – Może chce
          przekonać się, czy nie jest śledzony?
             – I to możliwe – rzekł Tomasz.
             – Co ty zrobiłbyś na jego miejscu? – Gunter rzucił pytanie do Jerry’ego
          i nie czekając odpowiedzi, ciągnął: – Bo ja wpłynąłbym niedaleko stąd w trzci-
          ny i cierpliwie czekał.
             – Słusznie.
             – Wobec tego pójdziemy brzegiem lasu do naszego czółna i tam spokoj-
          nie poczekamy na tego ptaszka. Zobaczycie, czy nie miałem racji!
             Opuścili brzeg rzeki i pośpieszyli w stronę jeziora Erie. Las tutaj był czę-
          sto nawiedzany przez licznych mieszkańców Detroit! dlatego też jego skra-
          jem biegła utarta ścieżka. Posuwali się więc szybko, nie tracąc czasu na roz-
          mowy. Dopiero gdy dotarli do miejsca, gdzie pozostawili swą łódź, wróci-
          li do poprzednich rozważań.
             – A jeśli Kos zrezygnuje z podróży szlakiem wodnym? Wówczas nigdy
          nie doczekamy się go nad rzeką – Tomasz zaczął wątpić w słuszność ob-
          ranej drogi.
             – Nonsens! – powiedział Gunter. – Ma przecież rozkaz jak najszybciej
          dostarczyć list do Wayne, a najszybciej to znaczy łodzią.


          48
   17   18   19   20   21   22   23   24   25   26   27