Page 29 - Demo_ksiazki
P. 29

Bez słów czerwonoskórzy przystąpili do działania. Jeden szybko plótł no-
          sze, a drugi z długich płatów brzozowej kory oraz z koszuli rannego przy-
          gotował opatrunki i obwiązał nimi rany. Złożyli nieprzytomnego na no-
          szach i pośpiesznie ruszyli.
             Późną nocą dwaj Indianie wkroczyli do wioski Szawanezów i zatrzyma-
          li się koło wigwamu wodza. Postawili nosze przed wejściem, a sami weszli
          do wnętrza chaty. W milczeniu usiedli na skórach wapiti obok ledwie ża-
          rzącego się ogniska. Took-suh chrząknął, na posłaniu poruszyła się czujnie
          śpiąca postać, spod bizoniej skóry spojrzały czarne oczy. Wojownik usiadł.
          Popatrzył na nocnych gości, po czym powiedział:
             – Witajcie w wigwamie Tecumseha.
             – Took-suh wita wodza Szawanezów.
             – Najle-umoc wita wielkiego wodza. Chwilę trwała cisza.
             – Ważne musicie przynosić wieści, skoro noc nie wstrzymała waszych
          kroków – rzekł z powagą obudzony.
             – Ugh! Prawdę mówisz, wodzu – powiedział Took-suh.
             – Koło wigwamu na noszach leży ciężko ranny biały człowiek – wyja-
          śnił Najle-umoc. – Znaleźliśmy go w puszczy
             – I ten biały przywiódł was nocą do mojej chaty? – Oczy wodza zaiskrzy-
          ły się ognikami niezadowolenia.
             – On potrzebuje natychmiastowej pomocy. Posiada biało-zielony wam-
          pum naszego plemienia.
             Tecumseh podniósł się ociężale i wyszedł z wigwamu, a za nim dwaj
          przybyli wojownicy. Wódz pochylił się nad noszami. Następnie pośpiesz-
          nie ukląkł i przyjrzał się twarzy rannego. Na skrwawiony i zsunięty na bok
          wampum nawet nie zerknął.
             – Uff! – zawołał. – To Czerwone Serce! – Energicznie podniósł się
          i wbiegł do najbliższego wigwamu. Zbudził wojowników i wydał im po-
          śpiesznie rozkazy. – Wnieście rannego do mego wigwamu. Będzie moim
          gościem. Dziwne są zrządzenia Manitu.
             Ułożono nieprzytomnego Kosa na grubej warstwie miękkich skór. Te-
          cumseh usiadł obok niego i wskazał miejsce przybyłym.
             Do chaty wszedł siwy jak mleko Indianin. Towarzyszący mu młody chło-
          pak niósł skórzaną sakwę. Starzec schylił się nad rannym.
             – To jest Czerwone Serce – powiedział Tecumseh. – Zawdzięczam mu
          życie. Musisz go uratować.
             Starzec długo badał rannego i przykładając ucho do piersi, nasłuchiwał.
             – Biały człowiek otrzymał dwie rany, stracił dużo krwi, ale będzie żył –
          rzekł na koniec z powagą.
             – Uczyń wszystko, Wielki Ojcze, ten człowiek nosi białą skórę, ale bije
          w nim serce czerwonoskórego wojownika.
             Siwa głowa znowu pochyliła się nad rannym. Starzec zaczął rozcinać


                                                                           55
   24   25   26   27   28   29   30   31   32   33   34