Page 24 - Demo_ksiazki
P. 24
Skierowali łódź ku brzegowi. Zastanawiali się, czy tu wysiadać, czy szu-
kać dogodniejszej przystani. Doszli w końcu do wniosku, że muszą znisz-
czyć łódź Kosa, a więc najpierw znaleźć miejsce, w którym ścigany zawinął
do brzegu. Po paru minutach natrafili na dość łagodną zatoczkę, gdzie wylą-
dowali! Czółno starannie ukryli w nadbrzeżnych krzakach, a sami rozdzie-
lili między siebie zadania. Gunter miał podkraść się do obozowiska Kosa,
a Connelowie odnaleźć jego canoe. Ustalili że sygnałem wzywającym do
powrotu będzie dwukrotny krzyk sowy.
Rozeszli się w różnych kierunkach: Gunter ze strzelbą gotową do strza-
łu szerokim łukiem podążył w stronę ogniska, Tomasz na północ, zaś Jerry
na południe.
Szukanie łodzi było pracą niełatwą. Wprawdzie księżyc i gwiazdy rozle-
wały jasną poświatę, ale w zaroślach zalegała ciemność. Przy tym nie wolno
było robić hałasu, bo nocą każdy odgłos słychać daleko, zwłaszcza nad wodą.
Ledwie trzej trampi wsiąkli w mrok, z krzaków okalających zatoczkę
wyłoniła się smukła sylwetka Kosa.
– Dranie! – szepnął. – Wywiodę was w pole. Koniec waszego pościgu.
Zginiecie od własnej broni.
Zaczął przeszukiwać zarośla. Odnalazł czółno i wyciągnął je na brzeg.
Nożem powycinał otwory w dnie. Wraz z łopatkami wioseł i całym baga-
żem zepchnął łódź na wodę. Chwilę stał, patrząc, jak napełnia się wodą i za-
czyna tonąć, po czym ruszył wybrzeżem na południe, czujnie nasłuchując.
Gdy docierał do wysokich trzcin i zbitych łozin, dobiegły go niepokojące
odgłosy. W mroku zamajaczyło coś na tle zarośli. Ukrył się więc w cieniu.
Kilkanaście metrów od niego przemknęła ludzka postać. Przeczekał chwilę
i pełen niepokoju zbliżał się do miejsca, gdzie zostawił swoją łódź.
Wtem w ciszę nocną wdarł się dwukrotny złowróżbny krzyk sowy. Od-
bity od spokojnej toni jeziora popłynął w ciemną dal.
Gdy Connelowie dobiegli do zatoki, Gunter ukryty w cieniu zarośli już
na nich czekał. Był wściekły.
– Zadrwił z nas! Gdy podchodziłem do ogniska, a wy szukaliście jego
łodzi, on zatopił naszą. Wróciłem za późno – chrypiał. – Pewnie teraz już
gdzieś żegluje po jeziorze. Aby go!... – zmełł w ustach przekleństwo.
– Spokojnie, Johann, spokojnie, nie martw się. – Jerry aż trzepnął Gun-
tera w plecy z uciechy. – Bardzo mi przykro, ale Kos dziś nigdzie nie poże-
gluje, bo zniszczyłem jego łódź. Na chwilę wśród trampów zaległa cisza.
– Nie wierzycie? – zaczepnie spytał młody Connel i ciągnął dalej: – Znala-
złem ją. Stała na wodzie uwiązana do trzcin. Na dnie leżała myśliwska torba.
Widać chciał zaraz odpłynąć, skoro łodzi nie ukrył i sakwę podróżną w niej
zostawił. Czyż nie widzicie, że mam jego torbę przewieszoną przez ramię?
– Damned ! On mówi prawdę! – zawołał z ulgą Gunter.
18
18 damned – angielskie przekleństwo
50