Page 19 - Demo_ksiazki
P. 19

roślach czółno, poszli piechotą. Gunter był wściekły. Mimo olbrzymiego
          wysiłku i pośpiechu nie dopędzili Kosa.
             Idąc, układali plan dalszego działania. Byli zgodni, że w Detroit muszą od-
          począć i dowiedzieć się, czy był tu Kos, co robił i kiedy opuścił miasto. No,
          a jeśli jeszcze przebywa tutaj, w żadnym wypadku nie może ich rozpoznać.
             Od razu zauważyli, że w forcie musiało wydarzyć się coś niezwykłego,
          bo ludzie z ożywieniem komentowali jakieś zajście. Do uszu trzech trape-
          rów dobiegały urywane zdania, z których zorientowali się, że uwięziono
          czerwonoskórych z plemienia Seneków.
             – Trzeba bliżej zbadać sprawę – powiedział Johann do towarzyszy. – Naj-
          lepiej od razu pójść do sklepu, do Jima Martina.
             – A my odwiedzimy porucznika Diksona – zaofiarował się Tomasz. – By-
          leby był w forcie.
             Rozeszli się. Gunter podążył w stronę handlowych zabudowań mia-
          steczka, a Connelowie od napotkanego żołnierza dowiedzieli się, że Dik-
          son wrócił rano z puszczy i prawdopodobnie w tej chwili odpoczywa. Nie
          tracąc więc czasu, skierowali się do domu oficera. Wraz z żoną i dwojgiem
          dzieci mieszkał w pobliżu koszar, w ładnym domku stojącym tuż nad stru-
          mieniem. Zapukali do drzwi. Otworzyła im służąca, Murzynka Betty, któ-
          rą stary Connel znał z poprzednich wizyt. Zaproszeni do wnętrza usiedli
          w obszernym salonie. Nie czekali długo. Porucznik Harry Dikson wcho-
          dząc, już w progu zawołał:
             – Cieszę się, że was widzę. Dzisiaj rano wróciłem z wyprawy. Brak mi
          było w puszczy waszych niezawodnych oczu. Siadajcie.
             Connelowie uśmiechnęli się zadowoleni. Dikson usiadł.
             – Pamiętam, jak prowadziliście leśnymi ostępami mój oddział do wioski
          Huronów nad Wierzbowym Strumieniem – zaczął wspominać.
             – To było przed dwoma laty – przypomniał Tomasz.
             – Tak. Od tamtego czasu wiem, co warty jest dobry traper. Wam tylko
          zawdzięczam, że jestem jeszcze wśród żywych.
             – Ale łaźnię zrobiliście wtedy Huronom! – wtrącił z zachwytem Jerry. –
          Niewielu ich uszło z życiem.
             Porucznik skinął głową, potwierdzając słuszność słów młodego Connela.
             – Jeżeli chcecie osiąść na stałe w Detroit i służyć w armii Unii, zaraz
          to załatwię – mówił dalej Dikson. – Potrzebni są nam tropiciele śladów tej
          miary, co wy.
             – Zawsze jesteśmy do usług Unii – rzekł służalczo Tomasz. – Jeżeli trzeba,
          możemy przyjąć jednorazowe zadanie, ale nie usiedzimy długo na miejscu.
             – Szkoda. Wziąłbym was pod swoje rozkazy.
             – Jest w Detroit świetny tropiciel, Ryszard Kos, jego zaangażujcie! – po-
          wiedział niespodziewanie Jerry.
             Porucznik uważnie spojrzał na młodego Connela.


                                                                           45
   14   15   16   17   18   19   20   21   22   23   24