Page 11 - demo ksiazki
P. 11
radzi sama. Ograniczyła się zaledwie do powitania i podania
jej paczki papierosów Winston Blue, jej ulubionych.
– Kupiłam ci, potem zwrócisz mi kasę. A teraz ruchy!
Wzięła ją za rękę i pociągnęła za sobą na przejście dla
pieszych. Plac przed szkołą był już pusty, tylko spóźnialscy
powoli kierowali się w stronę drzwi wejściowych, powłócząc
nogami, z kapturami naciągniętymi na głowy. Czuła się jak
typowy pierwszak, który podejrzewa, że nie da rady przetrwać
czasów liceum.
Paulina nie mogła nie zauważyć kobiety ubranej na czer-
wono i opierającej się o bramę. Stała nieruchomo, moknąc
w strugach deszczu. Wyglądała na zmęczoną i miała nieco
dziwny wyraz twarzy. Przeszła obok niej. Była młodsza, niż
się jej wydawało na pierwszy rzut oka. Nie wiedziała dlaczego,
ale w tej kobiecie było coś dziwnego, niepokojącego, zwłasz-
cza gdy poczuła na plecach ciężar jej spojrzenia. Ten wzrok
przylgnął do nich bardziej niż błotna skorupa do jej ulubionej
parki.
– Jeszcze minuta i musiałabym was wysłać do dyrektora. –
Pani Pedrotti obrzuciła je piorunującym spojrzeniem, gdy
tylko ostrożnie otwarły drzwi klasy. Ściskała już w dłoni kse-
rówki sprawdzianów z matematyki, ale jeszcze nie zdążyła
ich rozdać. Gdyby choć musnęła jedną z nich którąś z ławek,
nie obeszłoby się bez wizyty w gabinecie dyrektora. Miało się
wrażenie, że wręcz żałuje, iż nie może ich tam wysłać. Paulina
namierzyła wzrokiem ostatnie dwa wolne miejsca pozosta-
wione dla nich przez wspaniałomyślnych kolegów, oczywiście
w pierwszym rzędzie, zaraz przed nauczycielką.
Później poszukała twarzy Mattii. Uśmiechał się do niej
rozbawiony z głębi sali.
13