Page 12 - demo ksiazki
P. 12
trudu trafiać w sam środek ikonki lub przycisku. Lissa Clearwa-
ter specjalnie załatwiła im nieco starsze modele, na których było
to możliwe.
Moje pazury w ogóle się do tego nie nadawały, dlatego moja
komórka miała na ekranie mnóstwo odcisków nosa. W ten spo-
sób udało mi się uruchomić aplikację z prognozą pogody. Z tym
że, niestety, w nagłym przypadku było to mało przydatne.
Zdesperowany próbowałem dalej, parskając głośno pod no-
sem, aż Leroy, przemieniec-skunks, zwrócił mi uwagę:
– Carag, kiedy tak robisz, to zaczynam się ciebie bać. Jesteś pe-
wien, że tego chcesz?
– Nie! – zakrzyknąłem w myślach i od razu odechciało mi się
parskania. Bo wiadomo, co może zrobić przestraszony skunks…
może wypuścić skunksowatą fontannę…
– Ale tchórz! – zawołał szyderczo przywódca wilków, Jeffrey,
i spojrzał na mnie pogardliwym wzrokiem. Zarówno on, jak i po-
zostali członkowie nieco uszczuplonej wilczej watahy pukały z za-
pałem nosami i łapami w ekrany swoich komórek.
– Po prostu nie słuchaj ich – doradzała Holly, wdrapała mi się na
głowę i zasłoniła łapkami moje włochate uszy. A w każdym razie
próbowała to zrobić, ale nie udawało jej się zakryć obu równo-
cześnie. – Te obszczymurki! Niech sobie lepiej idą powyć do księży-
ca, zamiast czepiać się ludzi i pleść głupoty!
– Masz rację – odparłem i przestałem zwracać na Jeffreya i jego
kumpli uwagę. Na tyle, na ile było to możliwe.
Obok mnie stał Brandon i również usiłował uruchomić jakąś
aplikację, nie niszcząc przy tym swojego ekranu. Ale jak miał to
zrobić ważący około tony bizon z kopytami większymi od ludzkiej
dłoni? Wystarczyło, że nadepnąłby na swój telefon odrobinę za
mocno, a zmiażdżyłby go na drobny mak.
17