Page 9 - demo ksiazki
P. 9
jako mały kociak zwiewałem przed orłem, który niespodziewanie
rzucił się na mnie ze sterczącymi szponami. Potknąłem się, ale
utrzymałem się na nogach, potem rzuciłem się na ciepłą, grząską
ziemię i poturlałem się dalej. Instynktownie zasłoniłem głowę rę-
kami. Gorąca piana przeleciała nade mną, spryskując mi skórę.
Usłyszałem, jak gdzieś niedaleko mnie woda opadła z łoskotem
na ziemię. Ale było to na tyle daleko, że na szczęście nie zrobił się
ze mnie rosół. Było mi tylko obrzydliwie mokro.
– Nie ruszaj się, zaraz cię stamtąd zgarniemy! – krzyknął ktoś.
Nie ruszać się? Czy ten ktoś ma nie po kolei w głowie? Zwin-
nym kocim ruchem ponownie stanąłem na nogi i pobiegłem
przed siebie.
Gnałem aż do chwili, gdy po drugiej stronie pustego szaro-
żółtego gejzerowiska jakaś starsza kobieta zagrodziła mi drogę.
Była dwa razy szersza niż wyższa, miała długie, siwe włosy i no-
siła trampki. Już miałem ją ominąć, gdy nagle zawołała:
– Hej, chłopcze! Dlaczego tak biegniesz?
Do tej pory nikt mnie o to nie spytał, a jej głos wskazywał na
to, że nie była na mnie zła, tylko po prostu ciekawa. Całkowicie
zaskoczony spojrzałem na nią, zwolniłem kroku, aż w końcu się
zatrzymałem. Potem rozejrzałem się za strażnikami. Nie prze-
rwali pościgu, ale byli jeszcze wystarczająco daleko. I nie sięgali
po broń, to mnie trochę uspokoiło.
Kobieta uśmiechnęła się do mnie, a ja instynktownie zrobiłem
to samo, mimo że miałem na sobie zabłocone ubrania i strasznie
śmierdziało ode mnie siarką, tak że sam ledwo wytrzymywałem.
– Chciałem tylko… yyy… popatrzeć na smartfona – odpowie-
działem zawstydzony. – Ale jego właściciele strasznie się zdener-
wowali.
14