Page 10 - demo ksiazki
P. 10
O rany, Mia! Tak długo jej nie widziałem. Ciekawe, gdzie mogła
teraz być? Czy jeszcze ją kiedyś zobaczę? Czy jeszcze kiedyś bę-
dę mógł jej powiedzieć, jak bardzo ją kocham? Czasami czułem
się chory z tęsknoty za moją rodziną. Tak jak teraz, gdy miałem
głowę pełną wspomnień.
Od kiedy zdecydowałem się żyć jako człowiek, unikałem tema-
tu sylwestra, zamykałem się w pokoju i włączałem głośno radio.
Ale moi przyjaciele z Clearwater High próbowali za wszelką ce-
nę przekonać mnie do świętowania. Holly w postaci sosnowiórki
skakała jak oszalała po zaśnieżonej poręczy w naszym domku na
drzewie, a Dorian siedział obok i świdrował mnie swoimi kocimi
zielonymi oczami. Brandon, mój przyjaciel bizon, stał pod nami
na zaśnieżonej łące i wyglądał jak wielki brązowy kloc.
– Naprawdę ominie cię coś fajnego, mówię ci! – zapewniał mnie
z poważną miną.
Przygnębiony poruszyłem nerwowo jednym uchem.
– Przestańcie! Obiecałem sobie, że już nigdy nie pójdę w sylwestra
do miasta!
– Wiesz co, ja codziennie łamię ze dwie albo trzy obietnice, a cza-
sem nawet pięć – stwierdziła moja przyjaciółka Holly i zaczęła
wdrapywać mi się po pysku. – Uwierz nam, będzie wesoło!
Szybkim ruchem głowy strząsnąłem ją i przykryłem łapą. Lubi-
łem to przyjemne łaskotanie, kiedy tam się szamotała.
– Ty przebrzydły kocie! Puszczaj mnie! I to już! – wrzeszczała.
– Pragnę ci zakomunikować, że właśnie złamałaś mi wibrysa –
odparłem niewzruszony. – Masz mnie przeprosić!
Holly zaczęła szamotać się jeszcze bardziej.
– Mam nadzieję, że za karę ktoś ci przywiąże rakietę do ogona!
Wprawdzie nie brzmiało to jak przeprosiny, ale mimo to pod-
niosłem łapę. W końcu trzeba być miłym. Wystrzeliła spod niej
14