Page 12 - demo ksiazki
P. 12
Sypiące się iskry
Tak czy owak, tego dnia nie byłem jedynym woodwalkerem, który
uważał, że zabawa sylwestrowa to coś dziwnego. Kiedy w ludzkiej
postaci wsiadaliśmy do wynajętych autobusów, ubrani w grube
kurtki, wyczuwałem w powietrzu mnóstwo strachu. Cookie, która
do tej pory żyła przeważnie jako opos, wyglądała, jakby za chwilę
miała paść martwa. A Leroy, w swojej drugiej postaci jako skunks,
siedział z taką miną, jakby jechał właśnie na własny pogrzeb.
Okazało się jednak, że cały ten wyjazd był obowiązkowy, a Lis-
sa Clearwater pozostawała niezłomna.
– Jadą wszyscy – powiedziała miłym tonem. – Ludzie lubią syl-
westra. Jeśli będziecie chować się w Nowy Rok po piwnicach,
wzbudzicie tylko podejrzenia. Więc lepiej spróbujcie się do tego
przyzwyczaić.
– Ale ta strzelanina… To brzmi, jakby ktoś strzelał do naszego
stada.
Lou była blada i okręcała sobie nerwowo kosmyk włosów wokół
palca. Obserwowałem ją kątem oka i udawałem, że ten przemie-
niec-wapiti wcale nie jest najwspanialszą dziewczyną, jaką kie-
dykolwiek w życiu spotkałem, lecz kimś zupełnie mi obojętnym.
– Rozumiem – powiedziała Lissa Clearwater i uśmiechnęła
się do niej. – Spróbuj wytrzymać tak długo, jak będziesz mogła,
a potem wrócisz do autobusu, dobrze?
16