Page 14 - demo ksiazki
P. 14
kilkaset metrów dalej. Stąd będziemy mieć doskonały widok na
główne fajerwerki, pod warunkiem że w ogóle będziemy tam pa-
trzeć.
Była zimna i przejrzysta noc, w świetle księżyca można było
obserwować zaśnieżone kontury górskich szczytów otaczających
miasto. Śnieg skrzypiał nam pod butami, gdy wysiadaliśmy z au-
tobusu i ustawialiśmy się w grupkach na parkingu. Pan Ellwood
krążył między uczniami i rozdawał papierowe kubki oraz napój
jabłkowy. W tym samym czasie pan Bridger, nasz nauczyciel od
zachowania w szczególnych sytuacjach, wręczył kilkorgu ucz-
niom petardy i zapalniczki.
– Nie, dziękuję – powiedziałem, podczas gdy Holly krzyknęła:
– O, dziękuję bardzo!
James Bridger uśmiechnął się szeroko i podał nam dwojgu
garść petard.
– Carag, rozluźnij się i po prostu baw się dobrze, zgoda?
Tak, tak, jasne. Po prostu się rozluźnij. Nie ma nic prostszego.
Bardzo lubiłem pana Bridgera, ale teraz najchętniej wysłałbym
go na księżyc. Może nawet by mi się to udało, bo trzymał pod
pachą duże opakowanie rakiet.
– A więc kochani, jeśli poczujecie, że ogarnia was panika, to
zacznijcie głęboko oddychać, a w razie konieczności wejdźcie na
kilka minut do autobusu – poradził mi i paru innym osobom, któ-
re nie wykazywały zbytniego entuzjazmu. – To, co tutaj robimy,
wchodzi oczywiście w zakres naszego przedmiotu zachowanie
w szczególnych sytuacjach, ale nie bójcie się: dzisiaj nie będzie
żadnych ocen.
– Jeszcze tego brakowało – burknąłem i rozejrzałem się za
kimś, komu mógłbym sprezentować swoje petardy. Ale większość
18