Page 24 - demo ksiazki
P. 24
Wrażenie, że coś jest nie tak, tylko się wzmogło. „Może będzie
lepiej, jeśli zawrócę. Ale jak znajdę drogę powrotną? Mogłabym
powiedzieć, że jestem zmęczona albo jest mi niedobrze, może
wtedy odprowadzą mnie do doliny, gdzie stoi nasz samochód, i…”
– Podjedźmy kawałek toltem, przecież na nas czekają –
odezwał się Daro.
Czekają? Kto? W sercu Kari ponownie zapłonęła nadzieja.
Czyżby była zbyt nieufna, a to wszystko okaże się tylko częścią
urodzinowej niespodzianki?
Zanim Kari zdążyła uwolnić się od pytań lub dowiedzieć,
jak jedzie się toltem, jej towarzysze skrócili wodze i przenie-
śli ciężar ciała. Konie posłusznie zaczęły poruszać się krótkim,
szybkim truchtem. Na szczęście dla Kari jej gniada klacz po-
szła za przykładem pozostałych koni. Zabawne! Jazda toltem
przypominała kłus, tylko była wygodniejsza, bo nie czuło się
wstrząsów, siedziało się spokojnie w siodle.
– Popatrz, stado dzikich koni – powiedziała Svala, a Kari
była zachwycona. Sześć czy siedem czarnych koni z białymi
grzywami pasło się kawałek dalej. Słysząc zbliżających się
jeźdźców uniosły niespokojnie głowy. – Niestety, nie dadzą się
okiełznać – kontynuowała Svala. – Szkoda, prawda?
Tak długo jechali już toltem, że Kari poczuła zmęczenie.
Nie spotkali po drodze ani człowieka, ani samochodu. Konie
niosły ich po pagórkowatym terenie, aż wreszcie jasnowłosa
Islandka powiedziała:
– Już niedaleko. Khyona, stolica Isslaru, leży za następnym
wzniesieniem. Jesteś podekscytowana, Cecily?
W tym momencie Kari zdała sobie sprawę, że ma problem.
Poczuła, jak jej policzki zalewa fala gorąca. O nie, przewodni-
cy przyjechali po inną dziewczynę, która przypuszczalnie się
spóźniła i teraz stoi sfrustrowana, być może nawet zapłakana,
w tamtej kotlinie. „Dziewczyna o imieniu Cecily, której, że tak
powiem, skradłam przejażdżkę. O cholera!”
27