Page 27 - demo ksiazki
P. 27
Nerwowo formułowała w myślach przeprosiny, podczas
gdy jej towarzysze rozprawiali o jakichś sprawach dotyczą-
cych miasta. I nagle zaalarmowało ją jakieś słowo, które padło
w ich rozmowie. Zaczęła się przysłuchiwać.
– Założymy się, że nasz powszechnie lubiany komendant
znów spyta lodową straż, czy żaden człowiek nie podążył na-
szym śladem przez bramę? – roześmiał się Daro.
– Daj spokój, nie zakładam się – odparła Svala, uśmiechając
się krzywo. – Sądzę, że Magnus Thordar przykułby nas na co
najmniej pięć godzin do wulkanu, gdyby coś takiego nam się
przytrafiło.
– Magnus Thordar nie powinien robić ceregieli – burknął
Daro. – Przecież minęła już cala wieczność od czasu, gdy ktoś
się tu przypadkiem przedostał. To było przy Niebieskiej Bra-
mie, jak pamiętam.
– I dobrze. Nienawidzę egzekucji, nawet jeśli dotyczą tyl-
ko jakiegoś człowieka z zewnętrznego świata – wymamrota-
ła Svala, puszczając na chwilę wodze, aby związać potargane
wiatrem włosy.
Pieczołowicie przygotowane wyjaśnienie zastygło Kari na
końcu języka. „Tylko jakiegoś człowieka… tylko jakiegoś czło-
wieka…” powtarzało echo w jej głowie.
Trudno uwierzyć, ale najwyraźniej każde niewłaściwe sło-
wo może od teraz przypłacić życiem. Na szczęście i tak nic nie
chciało jej przejść przez usta, które były kompletnie wyschnię-
te, i to nie tylko dlatego, że zostawiła w samochodzie butelkę
z wodą.
„Prawdopodobnie jednak śnię albo straciłam przytomność,
to nie dzieje się naprawdę”, usiłowała się pocieszyć, jednak
z coraz marniejszym skutkiem. Wszystko było zbyt rzeczy-
wiste, wyczuwalne, jak poruszający się pod nią grzbiet konia,
uszy zwierzęcia nasłuchujące dźwięków z przodu lub z tyłu,
wiatr wciskający się pod kołnierz i chłodzący jej szyję. Odgłos
30