Page 13 - demo ksiazki
P. 13
Rozdział 1 – Zagadka apteki
— A ty? Dlaczego nie zostałeś w łóżku? — zganił go Geno.
— Nudziłem się, a poza tym mój kuzyn Galimede ma odrę i nie mogę
się z nim bawić — odrzekł Nicosia, odwracając się w stronę sokoła, który
kołysał się na skrzypiącym szyldzie apteki.
— Odrę? No tak, musisz uważać, bo możesz się od niego zarazić. Może
później pójdę go zbadać — powiedział dobroduszny doktor Molekuła,
zbliżając się do fajtłapowatego chłopca.
— Widzę, że sokołowi też niestraszny śnieg i mgła. Dokąd idziecie? —
Pytanie Nicosii wprawiło wuja i siostrzeńca w zakłopotanie.
— Wyjeżdżam. Wiesz przecież — odpowiedział ściszonym głosem
młody Hastor Venti.
Nagle Roi wydał przeraźliwy dźwięk, opuścił zardzewiały szyld i po-
leciał w stronę wejścia do apteki.
— Nie, Geno. Nie idź tam. Wracaj. Dobrze wiesz, że nie wolno wcho-
dzić do apteki — wykrzyczał Flebo, drżąc z zimna.
Ale chłopiec i Nicosia, zwabieni przez sokoła, znajdowali się już w za-
ułku pokrytym puszystym śniegiem. To nie pierwszy raz, kiedy próbowali
powęszyć w tym miejscu opuszczonym od jedenastu lat.
Doktor Molekuła pokręcił głową, mamrocząc coś pod nosem.
— Wujku, pójdziemy przodem — odparł radośnie Geno. Skoro sokół
udał się właśnie tam, to musiał mieć ku temu jakiś powód.
Brodząc w śniegu po kolana, cała trójka dotarła przed drzwi apteki.
Jednak zamarznięte gałęzie i drut kolczasty broniły wstępu. Odrapane mury
pokryte były plamami farby, widniał na nich też czerwony znak oznaczający
zakaz wstępu.
Przez ostatnie jedenaście lat wszyscy w wiosce byli przekonani, że
Hastor Venti byli rodziną szaleńców i dlatego aptekę uważano za miejsce
przeklęte.
15