Page 10 - demo ksiazki
P. 10
GENO i Biała Runa złotoskrzydłego sokoła
mi się śniło, nie wydarzy się? — zapytał chłopiec, unosząc głowę znad
poduszki.
— Wydarzą się tylko piękne rzeczy. Nie bądź tak złej myśli, bądź pe-
wien, że René ci pomoże. Nie wiesz, jaka to ulga, że po tylu latach udało
wam się w końcu spotkać. Mam nadzieję, że ja też niedługo go zobaczę.
Kto wie, czy jeszcze mnie pamięta. — Głos doktora Molekuły nabrał
melancholijnej nuty.
— Nie można zapomnieć tak wspaniałego wujka — podsumował Geno.
W tym momencie sokół odwrócił głowę, otworzył dziób i wydał z sie-
bie taki skrzekot, że Flebo się przestraszył.
— Co mu jest? Źle się czuje? — zapytał przerażony.
— Nie. Może po prostu on też sądzi, że René będzie szczęśliwy, gdy
się z tobą zobaczy — odparł chłopiec.
— Mam nadzieję, że Pier i Corinna mają się dobrze i że nic im się
nie stało. Z niecierpliwością czekam na ich powrót. Muszą tu wrócić, do
Dolnego Dzwonu. Trzeba z powrotem otworzyć aptekę, żeby rodzina
w końcu mogła zacząć żyć jak dawniej — powiedział zdecydowanie wuj.
Flebo zdjął okulary i koniuszkiem prześcieradła przetarł soczewki,
podczas gdy Geno powoli wstawał. Kiedy tylko postawił stopy na pod-
łodze, usłyszał szelest nad głową: to leciał Roi. Trzepocząc skrzydłami,
przeleciał nad stolikiem nocnym i musnął błękitną lampkę. Młody Hastor
Venti, spuszczając wzrok, wyszeptał:
— Królu, jesteś prawdziwym przyjacielem. Dla mnie zdradziłeś Yatto.
Doktor Molekuła zatrzymał spojrzenie na drapieżniku: za każdym
razem gdy patrzył mu w oczy, przeszywał go dziwny dreszcz.
Przyjaźń łącząca jego siostrzeńca z tym wyjątkowym sokołem, tak bar-
dzo odmiennym od innych okazów znajdujących się w Dolnym Dzwonie,
była niesamowita.
— Piękny jest ten sokół, ale ma w sobie coś niepokojącego — rzekł wuj.
12