Page 6 - demo ksiazki
P. 6
Przez chwilę obserwowałem ludzi wchodzących do dużego
budynku, aż w końcu sam zdecydowałem się wejść do środka.
Dygocząc z przejęcia pociągnąłem za drzwi i… zadziałało! Zna-
lazłem się wewnątrz. Zdumiony rozglądałem się dokoła i wciąga-
łem do płuc powietrze, pachnące obco i sztucznie. Przeszedłem
na ukos przez halę i przyłożyłem dłoń do ogromnej szyby okien-
nej, przejrzystej jak potok górski, a mimo to twardej jak kamień.
Wszędzie wałęsali się ludzie i co jakiś czas spoglądali na szyld,
na którym udało mi się rozszyfrować napis: „Kolejny wybuch gej-
zeru przewidywany na godzinę 17.10 ”, potem znów wychodzili na
zewnątrz, siadali i nie spuszczali z oczu miejsca, w którym miała
pojawić się gorąca woda.
Przyłączyłem się do nich, nie zamieniając ani słowa, i zachwy-
cony przysłuchiwałem się ludzkim rozmowom. O rany, co to
wszystko znaczy? Co to są „wakacje”, „akcje” albo „terroryści”?
Gdy wreszcie wysoka jak drzewo fontanna, sycząc, wystrzeliła,
do góry, wszyscy wlepili w nią oczy i zaczęli wydawać dźwięki
typu „Och!”, „Ach!” lub ”Ale zarąbiście!”. Prawie wszyscy. Ja
trzymałem język za zębami… i obserwowałem ludzi. Gejzerów
widziałem już w swoim życiu więcej niż rybołowów, a to coś nie-
coś znaczy, bo jest ich tutaj całe mnóstwo.
Większość ludzi trzymała w górze swoje lśniące płaskie cacka
i kierowała je w stronę gejzeru. Zacząłem wyciągać z ciekawości
szyję, ale mimo, że patrzyłem na te przedmioty z bliska, nie by-
łem ani odrobinę mądrzejszy. Z całą pewnością nie była to broń,
jak sądziłem kiedyś w supermarkecie. Może ludzie chcieli za ich
pomocą odstraszyć złe duchy? Moja mama wierzyła w coś ta-
kiego…
11