Page 11 - demo ksiazki
P. 11

– Patrz, Floro, robaki w zupie z krwi – powiedział i szczerząc

           zęby, wskazał na swój parujący talerz.
             Dziewczynka przewróciła oczami. „Robaki” były w rzeczy-
           wistości makaronem, a „zupa z krwi” pysznym sosem pomido-

           rowym.
             – Ha, ha – odparła drwiąco. Feliks uważał się czasami za sza-

           lenie dowcipnego.
             – Floro, zejdziesz na dół po ojca? – przerwała im pani Fal-
           czyńska. – Miał zająć się tylko kilkoma zamówieniami, a tym-

           czasem minęły już dwie godziny.
             Gdy Flora weszła do przychodni, tata siedział przed kompu-

           terem ze zmarszczonym czołem.
             – Nie do wiary! – denerwował się. – Do wysłania tak małej

           ilości opatrunków ten wspaniały sklep internetowy potrzebuje
           całą wieczność!
             – Obiad na stole – oznajmiła Flora.

             – Proszę? – Pan Falczyński spojrzał na córkę z roztargnie-
           niem. Wydawało się, że w ogóle nie dotarło do niego, co powie-

           działa. – Ach, tak, zaraz przyjdę – odpowiedział i znów utkwił
           wzrok w ekranie.

             Flora chciała już odejść, ale wtedy zobaczyła, że szafka na
           leki jest otwarta. Wśród wielu opakowań, maści i buteleczek
           z kroplami od razu rzuciło jej się w oczy jaskrawożółte pu-

           dełko, wyglądające identycznie jak to, które schowała do kie-



                                          16
   6   7   8   9   10   11   12   13   14   15   16