Page 16 - demo ksiazki
P. 16
Cieszę się, że nadeszła pora lunchu albo śniadania, jak
większość osób nazywa posiłek jedzony o dziesiątej pięć-
dziesiąt pięć rano.
Idę na dziedziniec spotkać się z Tess. Po drodze dzwonię
do Reeda, ale od razu włącza się poczta głosowa. Rozłączam
się, nie nagrywając wiadomości. Dla niego to wciąż wczesna
pora, skoro w nocy dostał porządny wycisk. Oddzwoni, gdy
wstanie. Reed nie potrafi wytrzymać dłużej niż kilka godzin
bez dzwonienia albo pisania do mnie, a wie, że oczekuję listu
z uczelni.
Może zapytam go, czy nie zrezygnowalibyśmy z dzisiej-
szej imprezy. Ostatnio nie układało się między nami. Trochę
czasu spędzonego tylko we dwoje sprawi, że wszystko wróci
na odpowiednie tory.
Knajpka jest już pełna ludzi, gdy wraz z Tess wchodzimy
do środka. Starsi uczniowie mogą wychodzić na lunch poza
kampus i szybko znalazłyśmy sobie naszą miejscówkę. To
ogromny krok naprzód w porównaniu z zeszłym rokiem,
gdy byłyśmy skazane na kupowanie jedzenia w szkolnych
automatach, chyba że ktoś zaryzykował zjedzenie któregoś
z tych tajemniczych dań serwowanych na stołówce.
Przeciskamy się między ludźmi czekającymi na wolne
miejsca przy ladzie. Tess pokazuje palcem na tylną część sali.
– Lucia i Gwen znalazły stolik.
Rozmawiają pochylone nad stolikiem. Mają niemalże iden-
tyczne długie, brązowe loki. Poza tym mają ten sam wzrost
i ten sam typ figury – pod tym względem mogłyby uchodzić
za bliźniaczki. Ale na tym podobieństwa się kończą.
Lucia to Afrolatynoska o portorykańskich korzeniach,
a jej miedzianobrązowa skóra sprawia, że różowa, irlandzka
cera Gwen wygląda po prostu blado. Kręcone włosy Lucii
są naturalne, podczas gdy Gwen używa jakiejś dziwacznej
lokówki.
1 9