Page 17 - demo ksiazki
P. 17
Lucia jest osobą otwartą, upartą w dążeniu do celu, nawet
kosztem związku. Gwen zawsze poluje na kogoś, a gdy już
znajdzie tego idealnego, będzie spędzać z nim każdą wolną
chwilę. Irytuje mnie to strasznie, gdyż Gwen jest w rzeczy-
wistości bystra – i ładna – choć sama się za taką nie uważa.
Zastanawiam się przez chwilę i zwracam się do Tess:
– Niektórzy ludzie mówią, że warto umawiać się nawet
z frajerami, bo każda relacja czegoś nas uczy. Słyszałaś o tym?
– Rozumiem, że przez „niektórzy ludzie” masz na myśli
Gwen?
– Myślisz, że tak jest?
– Nie – Tess odpowiada bez zawahania. – Tak mówią lu-
dzie, którzy wiedzą, że umawiają się z popaprańcem, ale po
prostu nie chcą odejść. Popatrz na moją mamę. Wystarczył
jeden taki, żeby zrujnować jej całe życie.
Tess ma na myśli swojego tatę.
Nie jestem przekonana, czy zgadzam się z jej opinią, ale
rozumiem, z czego to wynika.
Gdy dochodzimy do stolika, Gwen wygląda tak, jakby
miała się na nas rzucić.
– A więc…?
Tess siada obok Lucii, a ja zajmuję miejsce po stronie
Gwen.
– Ja nic nie dostałam – mówi Tess.
– Na razie – mówi Lucia i przerzuca swoje czarne włosy
przez ramię.
Gwen chowa dłonie w rękawach swojej o rozmiar za dużej
bluzy z kapturem.
– Ja też nie mam się czym pochwalić.
– Do mnie przyszła oferta ze Stanford – mówi Lucia,
jakby to była najzwyklejsza rzecz na świecie. – Proponują
mi tylko częściowe stypendium, ale pokryje ono większość
czesnego i wydatki na sport, więc rodzice raczej to udźwig-
2 0