Page 16 - demo ksiazki
P. 16
jest taka, że lekarz dla zwierząt musi być dużo mądrzejszy niż do-
bry lekarz dla ludzi. Syn mojego gospodarza uważa, że o koniach
wie wszystko. Oj, żeby pan go zobaczył: gębę ma taką nalaną, że
wygląda jakby oczu nie miał, a rozumu ma tyle, co stonka. W ze-
szłym tygodniu chciał mnie okładać gorczycą.
– I gdzie te okłady poprzykładał? – spytał doktor.
– A nigdzie! Próbował tylko. Posłałem go kopniakiem do ka-
czego stawu.
– Coś podobnego! – zawołał doktor.
– Z natury jestem raczej spokojny, do ludzi cierpliwy, zwady
nie szukam, ale wystarczy, że weterynarz szprycuje mnie nietra-
fionymi lekami. Jak jeszcze ten czerwonogęby tępak zaczął przy
mnie kombinować, to już nie wytrzymałem.
– Mocnoś go poturbował?
– A skąd – odparł koń. – Wiedziałem, gdzie kopię. Teraz we-
terynarz się nim zajmuje. To kiedy moje okulary będą gotowe?
– W przyszłym tygodniu. Przyjdź we wtorek. Dobrego dnia. –
odpowiedział doktor.
A potem John Dolittle zamówił solidne, pokaźne, zielone oku-
lary i pociągowy koń przestał ślepnąć na jedno oko i widział tak
dobrze, jak wcześniej.
Wkrótce widok gospodarskiego zwierzęcia w okularach stał się
powszechny w okolicach Puddleby i próżno było szukać choćby
jednego ślepego konia.
Podobnie rzecz miała się ze wszystkimi innymi zwierzętami, za-
chodzącymi do doktora po poradę – gdy tylko orientowały się, że
ten rozumie ich mowę, opowiadały mu, gdzie dokładnie je boli
i jak się czują, a on bez problemu stawiał trafne diagnozy.
Zwierzęta wracały do domów i opowiadały pobratymcom i przy-
jaciołom, że w małym domku, pośrodku wielkiego ogrodu mieszka
_ 16 _ _ 17 _