Page 5 - tmp
P. 5

waż przypływ wzbierał. Skawiński stał na balkonie, tuż koło olbrzymich ognisk,
     podobny z dołu do małego, czarnego punkciku. Próbował zebrać myśl i objąć
     swe nowe położenie. Ale myśl jego była nadto pod naciskiem, by mogła snuć się
     prawidłowo. Czuł on coś takiego, co czuje szczuty zwierz, gdy wreszcie schro-
     ni się przed pogonią na jakiejś niedostępnej skale lub w pieczarze. Nadszedł na-
     reszcie dla niego czas spokoju. Poczucie bezpieczeństwa napełniło jakąś niewy-
     słowioną rozkoszą jego duszę. Oto mógł na tej skale po prostu urągać  dawne-
                                                                 13
     mu tułactwu, dawnym nieszczęściom i niepowodzeniom. Był on naprawdę jak
     okręt, któremu burza łamała maszty, rwała liny, żagle, którym rzucała od chmur
     na dno morza, w który biła falą, pluła pianą – a który jednak zawinął do por-
     tu. Obrazy tej burzy przesuwały się teraz szybko w jego myśli w przeciwstawie-
     niu do cichej przyszłości, jaka miała się rozpocząć. Część swych dziwnych ko-
     lei opowiadał sam Falconbridge’owi, nie wspomniał jednak o tysiącznych in-
     nych przygodach. Miał on nieszczęście, że ilekroć rozbił gdzie namiot i rozniecił
     ognisko, by się osiedlić na stałe, jakiś wiatr wyrywał kołki namiotu, rozwiewał
     ognisko, a jego samego niósł na stracenie. Spoglądając teraz z wieżowego balko-
     nu na oświecone fale, wspominał o wszystkim, co przeszedł. Oto bił się w czte-
     rech częściach świata – i na tułaczce próbował wszystkich niemal zawodów. Pra-
     cowity i uczciwy, nieraz dorabiał się grosza i zawsze tracił go wbrew wszelkim
     przewidywaniom i największej ostrożności. Był kopaczem złota w Australii, po-
     szukiwaczem diamentów w Afryce, strzelcem rządowym w Indiach Wschod-
     nich. Gdy w swoim czasie założył w Kalifornii farmę, zgubiła go susza; próbo-
     wał handlu z dzikimi plemionami zamieszkującymi wnętrze Brazylii: tratwa jego
     rozbiła się na Amazonce, on sam zaś bezbronny i prawie nagi tułał się w lasach
     przez kilka tygodni, żywiąc się dzikim owocem, narażony co chwila na śmierć
     w paszczy drapieżnych zwierząt. Założył warsztat kowalski w Helenie, w Arkan-
     sas, i – spalił się w wielkim pożarze całego miasta. Następnie w Górach Skali-
     stych dostał się w ręce Indian i cudem tylko został wybawiony przez kanadyj-
     skich strzelców. Służył jako majtek na statku kursującym między Bahią i Bor-
     deaux, potem jako harpunnik na wielorybniku: oba statki rozbiły się. Miał fa-
     brykę cygar w Hawanie – został okradziony przez wspólnika w chwili, gdy sam
     leżał chory na vomito . Wreszcie przybył do Aspinwall – i tu miał być kres jego
                        14
     niepowodzeń. Cóż go bowiem mogło doścignąć jeszcze na tej skalistej wysep-
     ce? Ani woda, ani ogień, ani ludzie. Zresztą od ludzi Skawiński niewiele doznał
     złego. Częściej spotykał dobrych niż złych.


     13  urągać – okazywać głośno swoje niezadowolenie
     14  vomito (hiszp.) – żółta febra
                                        6                                                                               7
   1   2   3   4   5   6   7   8   9   10