Page 7 - demo ksiazki
P. 7
Bez chwili wahania ruszyłem wielkimi susami do przodu. Wie-
działem, że leśna ścieżka prowadzi łukiem. Chciałem dogonić
klacz, zawrócić ją i skierować z powrotem w stronę ludzi. Jeśli
zobaczy mnie na drodze, na pewno zawróci. Chyba że ze strachu
będzie jej wszystko jedno?
Poczułem się trochę nieswojo, gdy nagle zorientowałem się, że
ktoś mnie obserwuje i że jest to na dodatek ten mężczyzna z łu-
kiem i strzałami. Krzyknął coś i przygalopował na swoim koniu
nieco bliżej. Czyżby myślał, że zamierzam pożreć tego wystra-
szonego czworonoga? Nie, nie ma mowy, nawet nie wiem, jak
smakuje konina!
Jeszcze podczas jazdy facet napiął łuk, a promień słońca zalśnił
na metalowym ostrzu strzały. Ten widok sprawił, że przez chwilę
pragnąłem zawrócić, ale był to tylko moment. Narozrabialiśmy,
więc musiałem to teraz naprawić! I jeśli utrzymam tempo, to być
może uda mi się odciąć drogę tej gniadej klaczy. Na szczęście
uzbrojony jeździec zniknął mi wkrótce z oczu.
Konie są potwornie szybkie, więc gdy dotarłem na miejsce,
z trudem udawało mi się utrzymać oddech. Gdy klacz zauważyła,
że siedzę w postaci drapieżnego kota na środku ścieżki, zatrzy-
mała się, zapierając się wszystkimi czterema kopytami, i zaczę-
ła drżeć na całym ciele. A potem pobiegła z rozwianą grzywą
w przeciwnym kierunku – tam, skąd przybyła. Na pewno prze-
chwycą ją tam jej ludzie, pomyślałem z zadowoleniem.
Ruszyłem w kierunku leśnych zarośli, ale nagle stanął przede
mną uzbrojony jeździec. Skąd on się tutaj wziął? A niech to
piorun trzaśnie, on też znał tę okolicę i wybrał tę samą ścieżkę,
co ja, żeby złapać klacz!
Przez nieskończenie długą chwilę patrzyliśmy sobie w oczy,
a ostrze strzały było przez cały czas skierowane wprost w moje
12