Page 6 - demo ksiazki
P. 6
A jednak dalej stałem nieruchomo; powstrzymywało mnie prze-
raźliwe rżenie koni i krzyk. Klacz młodej kobiety najpierw stanęła
dęba, a potem ruszyła z kopyta przed siebie! Bez celu, w panice
pogalopowała wąską ścieżką, którą zwykle chodzą jelenie wapiti
i z której wystaje mnóstwo korzeni. Na sowie wypluwki! To nie
wygląda bezpiecznie! Klacz potknęła się o jakiś korzeń, dżokejka
nie była w stanie utrzymać się w siodle i spadła z jękiem na ziemię.
− O nie, to nasza wina! − Poczułem, że coś niepokojącego za-
częło mi wiercić w brzuchu. − Musimy pomóc tym ludziom!
− Chyba żartujesz! A niby jak mielibyśmy to zrobić? − spytał
ojciec zaniepokojony. Wyczułem, że on także wolałby, żeby spra-
wy potoczyły się inaczej. − Jeśli się do nich zbliżymy, to pozostałe
konie też się spłoszą.
Ale ja miałem pewien pomysł. Tej młodej kobiecie nie mogłem
już pomóc, w tej kwestii ojciec miał rację, ale jeśli będę wystar-
czająco szybki, to uda mi się przynajmniej ustrzec klacz przed
złamaniem nogi.
11