Page 4 - demo ksiazki
P. 4

Początkowo nie rozumiałem, o co mu chodzi, ale potem moje
            uszy wychwyciły z oddali tętent kopyt i czyjeś głosy. Poczułem, jak
            jeży mi się sierść. Ponieważ byliśmy całkowicie pochłonięci grze-
            chotnikiem, nie zwróciliśmy uwagi na intruzów znajdujących się
            w pobliżu! Przez nasz rewir przebiegała ścieżka, po której od
            czasu do czasu ludzie jeździli konno. Gdy byłem
            jeszcze małym kociakiem, byłem przekona-
            ny, że każdy jeździec na koniu to jed-
            na i ta sama postać, która ma cztery
            nogi i dwie ręce. No bo niby dlaczego
            coś takiego miałoby nie istnieć? Ale
            teraz już nie jestem taki głupi.
             − Jest ich chyba sześciu lub siedmiu,
            nie pozostaje nam nic innego, jak tyko
            stąd zmykać! − szepnął ojciec, po-
            chylił się i z wyjątkową ostrożnoś-
            cią zaczął posuwać się przez leśne
            poszycie  do  przodu.  Stąpał  po
            suchym i ciepłym piasku, nie wy-
            dając przy tym żadnego dźwięku.
            Wiem, że nie chciał, żeby ludzie
            go zauważyli −
            jeszcze nigdy
            żaden człowiek
            nie widział go
            jako pumy. Kilka
            razy próbowałem
            go wybadać, czy
            zdarzyło mu się to
            w ludzkiej postaci.


                                          9
   1   2   3   4   5   6   7   8   9