Page 3 - demo ksiazki
P. 3
Uderzył mnie w nozdrza jego gadzi zapach. Był tak blisko, tak
strasznie blisko! Czy teraz umrę? Czy to będzie bardzo bolało?
− Nie ruszaj się! − powtórzył tata. Wyczułem w jego myślach,
że się o mnie boi. − Może sobie pójdzie.
Jednak grzechotnik miał inne plany. Najprawdopodobniej
uznał, że mam wobec niego wrogie zamiary, choć tak naprawdę
myślałem tylko o jednym: żeby stamtąd wiać! Na pół zesztywnia-
ły z przerażenia patrzyłem, jak jego umięśniony tułów kurczy się
i szykuje do ataku.
Także mój ojciec to widział.
− Szybko, do tyłu! − wrzasnął, po czym natychmiast odbił się
od ziemi. Jeszcze przed chwilą jego giętki tułów o cynamo-
nowym kolorze znajdował się spory kawałek dalej, ale teraz
wylądował tuż koło mnie, robiąc jednocześnie wymach
przednią łapą. Odskoczyłem do tyłu, a ojciec w tym
czasie jednym ruchem zmiótł grzechotnika z ziemi.
Wściekły gad zaczął się wić w powietrzu, zatacza-
jąc szeroki łuk. W końcu spadł z hukiem w krzaki
jałowca, a ja i ojciec w tym czasie ostrożnie się wycofaliśmy.
− Dziękuję − powiedziałem drżącym głosem. Nie mogłem
uwierzyć, że udało się nam ujść z życiem. − Mam nadzieję, że cię
nie ukąsił.
− Nie, wszystko w porządku. − Xamber nachylił się, żeby poli-
zać mnie po głowie, a ja przez chwilę łasiłem się do niego i czu-
łem się przy nim tak cudownie bezpiecznie.
− Nie zauważyłeś go, bo… − zaczął mówić surowym tonem.
Zwiesiłem uszy i wibrysy, bo wiedziałem, że teraz nastąpi repry-
menda, na którą niewątpliwie sobie zasłużyłem. Ale ojciec nagle
zamilkł, przerażony odwrócił głowę i się pochylił. − No pięknie!
Tym razem obaj nie uważaliśmy!
8