Page 5 - demo ksiazki
P. 5
Ten wykonał w odpowiedzi kolejną rundę, pozwolił się głaskać,
podziwiać i starał się polizać przy tym wszystko, co tylko mu się
udawało. Dosięgnął swoim długim, mokrym językiem szyi taty,
na co ten zareagował uspokajającym: no, no, i wytarł się rękawem.
W końcu Pan (bo tak miał na imię pies), wymachując ogonem,
pobiegł w stronę Arti, która już klęczała na ziemi i w tej pozycji
objęła psa i zaczęła go całować. Oboje odstawiali całkiem niezłe
show, a ja zastanawiałam się, czy my kiedykolwiek dotrzemy do
domu. Jasne, cieszyłam się na widok Pana, ale z tego powodu nie
musiałam się przewracać i turlać po zakurzonym podwórzu.
– Już nigdy więcej nie wyjadę bez ciebie – wyszeptała Arti
do psiego ucha tak, że każdy to usłyszał. Arti całkiem poważnie
wierzyła w to, że Pan należy wyłącznie do niej, choć to oczywi-
ście nie była prawda.
– On wygląda jak grubas, taki jest tłusty – oświadczył Pego.
Miał rację. Pan także mnie wydał się bardziej okrągły i puszy-
sty, a w każdym razie inny.
– Nieprawda! – wrzasnęła Arti. – On jest tylko bardzo zadbany.
Pogładziła czystą, lśniącą sierść naszego psa.
– A więc widać, w jak kiepskim stanie go tutaj oddałaś! – rzekł Pego.
– Przestań, Pego! – fuknęła Arti.
Pego we właściwy sobie, irytujący sposób machnął pięścią
przed jej twarzą.
Mama udała, że tego nie widzi, i potrząsnęła ręką psiej
opiekunki – eleganckiej, starszej damy w bardzo starannych
ciuchach. Wszyscy grzecznie jej podziękowaliśmy. Tata oczy-
wiście musiał przesadzić i ukłonił się nawet. A potem wraz
z Panem, który królował na kolanach Arti, ruszyliśmy na drugi
koniec miasta, do domu. Wreszcie!
8