Page 2 - demo ksiazki
P. 2

Są dni, w których chciałabym oddać
                                                 moją rodzinę do adopcji.









            A przynajmniej moje rodzeństwo. I potem mogłabym do koń-
            ca życia być jedynaczką! Tak jak Helli, ona to ma dobrze! Dzień,
            w  którym  wróciliśmy  z  letnich  wakacji,  był  właśnie  takim
            dniem. Pamiętam wszystko bardzo dobrze, bo wtedy zaczęła się
            ta cała sprawa z Dennisem.
               Rankiem wyruszyliśmy znad Bałtyku i za jednym zamachem
            przejechaliśmy przez całe Niemcy. I dziewięć godzin bez przerwy
            siedziałam na twardym siedzeniu naszego rozklekotanego golfa.
            Chciałam wreszcie być w domu! Trzy tygodnie z piątką rodzeń-
            stwa! I w ciągu tych trzech tygodni bez przerwy podawano jedze-
            nie, którego domagały się bliźniaki, za to przez cały czas  nie mo-
            gliśmy pójść do tego genialnego akwarium, bo zdaniem Arti było
            to dręczenie zwierząt. I przez trzy tygodnie mój starszy brat Pego
            każdej nocy chrapał głośniej niż dziesięć morsów razem wziętych.
            W namiocie! Jak człowiek może coś takiego wytrzymać? Chcia-
            łam leżeć na swoim łóżku, telefonować do mojej najlepszej przy-
            jaciółki i wreszcie w spokoju rysować albo oglądać czasopisma.
            I słuchać muzyki. I to mojej muzyki. Nie Bacha czy Beethovena.
            A u nas obowiązuje następująca zasada: muzyka gra dla tego, kto
            siedzi za kierownicą. Może moi rodzice nie błądziliby tyle razy,
            gdyby puścili w aucie moją muzykę, jak na przykład teraz. Bo tuż
            przed dotarciem do domu rzeczywiście nie mogli nawet trafić do
            budynku, w którym mieszkał nasz opiekun psów.


                                                                     5
   1   2   3   4   5   6   7