Page 5 - tmp
P. 5
no między ludnością miasteczka wieść, jakoby młody doktor obcował z duchami
ciemności, oczerniono go w opinii inteligencji okolicznej jako niesłychanego nie‑
uka, odciągano przemocą chorych zmierzających do jego mieszkania, wyprawiano
w majowe wieczory kocie muzyki, itp. Młody doktor nie zwracał na to wszystko
uwagi, ufając w zwycięstwo prawdy.
Zwycięstwo prawdy nie nastąpiło. Nie wiadomo dlaczego… Już
po upływie roku doktor poczuł, że jego energia staje się z wolna
Paweł
Obarecki: „dziedzictwem robaków”. Zetknięcie bliskie z ciemną masą ludu
Odejście od
ideałów. rozczarowało go nad wyraz: jego prośby, namowy, istne prelekcje
z zakresu higieny upadały jak ziarna na opokę. Robił, co tylko mógł
– na próżno ! Szczerze mówiąc – trudno nawet wymagać, aby człowiek nie ma‑
jący butów na zimę, wygrzebujący w marcu z cudzych pól zgniłe,
zeszłoroczne kartofle w celu czynienia sobie z nich podpłomyków,
Ciemnota i cięż‑ mielący na przednówku korę olszową na mąkę, aby tej domieszać
ka dola chłop‑ do zbyt szczupłej miary maki żytniej, gotujący kaszę z niedojrzałe‑
stwa.
go ziarna, nabranego o świcie „sposobem kradzionym” – mógł zre‑
formować w sensie dodatnim zaniedbane zdrowie swoje pod wpływem choćby
najzrozumialej wyłożonych praw zdrowotności.
Nieznacznie doktorowi zaczęło być „wszystko jedno”… Jedzą zgniłe karto‑
fle – cóż począć ? – niechaj jedzą, jeżeli im smakują. Mogą nawet jadać suro‑
we – to trudno…
Ludność żydowska miasteczka leczyła się u marzyciela, ponieważ nie odstra‑
szały jej duchy ciemności, a zachęcała nadzwyczajna taniość medycyny.
Pewnego pięknego poranku doktor skonstatował, że ów płomyczek nad jego
głową, z którym tu przyszedł i którym chciał rozwidnić drożynę swoją – zgasł.
Zgasł sam przez się: wypalił się. Wówczas apteczka podręczna została na klucz
do szafy zamknięta i doktor sam jedynie z niej korzystał.
Co za męczarnia jednak dać się pokonać farmaceucie i balwierzom, ustać i za‑
kończyć wojny obrzydłowskie zamknięciem apteczki do szafy !
Zwycięzcami mają prawo się okrzyknąć i zbierać łupy, lecz nie oni go poko‑
nali: sam się pokonał. Zadusił proste i wysokie myśli i uczynki może dlatego, że
się w jadło zbytecznie wdawać zaczął – dość, że zadusił. Coś tam jeszcze robił,
leczył myśląc – nie miał już jednak nikt z całej jego ówczesnej „działalności” za
pół papierosa pożytku.
W okolicznych siedzibach pańskich przemieszkiwali dziwnym zbiegiem oko‑
liczności sami troglodyci „z dziada pradziada”, którzy doktorów w ogóle trakto‑
wali w sposób cokolwiek niewspółczesny. Jednemu z nich złożył doktor Paweł
wizytę, co było pomysłem chybionym, ponieważ troglodyta przyjął go u siebie
6 7