Page 5 - demo ksiazki
P. 5

Już nic mi nie pozostaje ci udzielić, chyba dorzucić jeszcze ten przy-
       kład, wprawdzie nie z mego życia, bo ja nigdy na dworze nie byłem.
       Mówię tu o panu de Tréville, który ongiś był moim sąsiadem, a będąc
       dzieckiem, już miał zaszczyt dzielić zabawy z królem naszym Ludwi-
       kiem XIII – niech go Bóg najdłużej nam zachowa! – Niekiedy zaba-
       wy te w bitwę się przeistaczały, a król nie zawsze bywał silniejszy. Sztur-
       chańce, które odbierał, przejmowały go wielkim szacunkiem i przyjaź-
       nią dla pana de Tréville’a. Później, w podróży swej do Paryża, pan de
       Tréville pojedynkował się aż pięć razy; od czasu śmierci starego króla,
       aż do pełnoletniości młodego, nie licząc wojen i oblężeń, w których
       brał udział, bił się jeszcze siedem razy; no! A od czasu pełnoletności
       swej, aż do dziś, bił się razy ze sto! Dlatego, widzisz, dzisiaj, pomimo
       wszelkich  zakazów  królewskich,  pomimo  rozporządzeń  i  wyroków
       na pojedynkujących się, jest on kapitanem muszkieterów, co tyle zna-
       czy, jak gdyby był wodzem rzymskich legionów, i król go wielce ceni,
       a strachem przejmuje on nawet kardynała, który, jak wszystkim wia-
       domo, niełatwo czego się zlęknie. Co więcej, pan de Tréville doszedł
       do dziesięciu tysięcy talarów rocznego dochodu, zatem jest panem nie
       lada. A zaczynał tak, jak ty dzisiaj. Otóż przedstaw mu się z tym listem,
       i wzoruj się na panu de Tréville, abyś jak on, pokierował się w życiu.
         To rzekłszy, pan d’Artagnan ojciec, własną ręką przypasał mu szpadę,
       ucałował czule w oba policzki, dodając błogosławieństwo ojcowskie.
         Młodzieniec, wychodząc z pokoju, zastał matkę, czekającą na nie-
       go z ową słynną receptą zbawiennego balsamu.

         Tutaj pożegnania były czulsze i przeciągły się, nie dlatego, aby pan
       d’Artagnan nie kochał syna, który był jego jedynym potomkiem, ale
       że jako mąż stateczny, uważałby za niegodne siebie dać się opano-
       wać wzruszeniu. Pani d’Artagnan zaś była tylko kobietą, a nadto była
       matką. Wylewała więc łzy obfite i, przyznać musimy na pochwałę
       pana d’Artagnana syna, że chociaż silił się być niewzruszonym, jak na
       przyszłego muszkietera przystało, wzięło w nim górę uczucie wro-



                                        8
   1   2   3   4   5   6   7   8   9   10