Page 5 - demo ksiazki
P. 5

syn, nic więc dziwnego, że budując swe domostwo, ulokował je moż-
       liwie jak najdalej od sąsiadów, nie ukrywając go jednak całkowicie
       w lesie. Swój dom postawił zatem w najodleglejszym zakątku pola-
       ny, widocznym od strony głównego traktu, wzdłuż którego ustawi-
       ły się sąsiadujące ze sobą pozostałe zabudowania Avonlea. Pani Mał-
       gorzata Linde dziwiła się zawsze, jak można żyć na takim pustkowiu.

         – Mają dach nad głową, to jasne – mówiła do siebie, idąc bocz-
       ną ścieżką poprzerywaną koleinami, przy której rosły krzewy dzi-
       kiej róży – ale niczego więcej. Nic dziwnego, że Maryla i Mateusz
       zdziwaczeli, żyjąc w takim odosobnieniu. Jeśli drzewa mogą zastąpić
       im towarzystwo, to mają ich, dzięki Bogu, aż nadto. Jednak ja wola-
       łabym patrzeć na ludzi! Co prawda, oboje wyglądają na zadowolo-
       nych, lecz przypuszczam, że po prostu przyzwyczaili się już do takie-
       go rodzaju życia. Ostatecznie: »Do wszystkiego można się przyzwy-
       czaić«, jak rzekł pewien Irlandczyk, którego skazali na powieszenie.

         Tak rozmyślając, weszła na wielkie podwórze domu Cuthbertów.
       Całe w zieleni, czyste i ładne, z jednej strony otoczone było wysoki-
       mi, starymi wierzbami, z drugiej zaś – równo przyciętymi topolami.
       Ani jeden kamyk, ani jeden niepotrzebny patyk nie leżały na ziemi,
       w przeciwnym wypadku zauważyłaby to natychmiast. W głębi duszy
       była przekonana, że Maryla Cuthbert zamiata to podwórze równie
       często jak swoje pokoje. Śmiało można by było jeść wprost z ziemi,
       bez obawy, że do ust dostanie się choćby okruszek brudu.

         Pani Linde zapukała mocno do drzwi kuchni i usłyszawszy „pro-
       szę”, weszła. Kuchnia na Zielonym Wzgórzu była bardzo przytul-
       na, a raczej byłaby miła i wesoła, gdyby nie owa przesadna czystość,
       przez którą miało się wrażenie, iż nikt nigdy tutaj nie bywa. Jej okna
       wychodziły na wschód i zachód. Przez to od strony zachodniej, czy-
       li od podwórza, wdzierały się do środka łagodne czerwcowe promie-
       nie słońca; przez wschodnie zaś roztaczał się piękny widok na obsy-





                                        8
   1   2   3   4   5   6   7   8   9   10