Page 12 - zupelnie_inna_bajka1
P. 12
Idę skasować bilety, a wtedy on pyta, czy wszystko jest w porządku.
– Tak – odpowiadam.
Nie, myślę.
Idziemy do domu w milczeniu. Dzieli nas szerokość jednej płytki
chodnikowej. Właściwie powinien wziąć mnie za rękę albo oto-
czyć ramieniem.
Potrzebuję tego. Bardziej niż kiedykolwiek. I bardziej niż kiedykol-
wiek jest mi daleko do niego, do siebie, do wszystkiego.
Zamykam się w pokoju.
Kaz jeszcze nie wrócił do domu.
Wiem, że tam, za ścianą, kłócą się. Jak ci, co mieszkają piętro niżej.
Zgoda buduje, niezgoda rujnuje. Taka makatka wisi u babci
w kuchni. To pamiątka po jej babci.
I dowód na to, że ludzie nic a nic się nie zmienili. Cicho wychodzę
do łazienki, zamykam drzwi na zasuwkę.
Zdejmuję ubranie i wchodzę pod prysznic. Z całego ciała, od pasa
w dół, lubię tylko moje stopy.
Woda spłukuje ze mnie nie tylko zapach potu. Wszystko znika
gdzieś w czarnej dziurze odpływu.
Na półeczce pod lustrem stoi flakonik perfum. I woda, której uży-
wa ojciec. A pomiędzy nimi widzę odbicie mojej twarzy.
Zawijam się w płaszcz kąpielowy i zaczynam suszyć włosy. Są
gęste, proste i ciężkie. Układają się same. Kiedy wychodzę, w domu
jest cicho. W przedpokoju stoją jedynie mamine sandały.
A sportowe buty mojego ojca wyszły wybiegać swój gniew.
Nadchodzi czas krwi. Ojciec rusza do walki. Nie spodziewajcie
się w tym obrazie znęcania się czy przemocy. Krew będzie lała się
symbolicznie, na prawdziwą jeszcze muszę zaczekać.
14 15