Page 12 - Demo_ksiazki
P. 12

Zatrzymał się przed Amrą, otoczył go trąbą, chuchnął w twarz go-
               rącym, wilgotnym oddechem i małymi, figlarnymi oczkami przyglądał
               się późnemu gościowi.
                  – Kąpałeś się, przyjacielu? – spytał chłopak, widząc, że z boków
               zwierzęcia strugami spływała woda.
                  Birara prychnął i radośnie machnął ogonem, zakończonym kitą
               czarnej szczeciny.
                  – Jutro ruszamy do dżungli, mój stary – mówił Amra, drapiąc przy-
               jaciela koło oczu. – Odtąd ja już tylko będę twoim kornakiem... Ro-
               zumiesz? Ja! Ja! Dziadziuś nigdy nie bił cię żelaznym młotkiem, jak to
               czynią inni poganiacze... Ja też nigdy nie uderzę Birary, nigdy!
                  Zdawało się, że słoń zrozumiał mowę małego Hindusa.
                  Ukląkł i, obejmując go coraz tkliwiej, dął mu w twarz, mruczał i wy-
               wijał ogonem.
                  – Muszę się teraz przespać, starowinko – ciągnął dalej Amra. – Wlezę
               do tego siana, a za to masz zapłatę!
                  To mówiąc chłopak wyciągnął spoza opaski banan i wrzucił go do
               paszczy przyjaciela.
                  Po chwili spał już zagrzebany w trawie, której nie zdążył zjeść Birara.
                  Słoń stał obok i długo jeszcze pomrukiwał.
                  Miał może jakieś wątpliwości co do przyniesionej mu nowiny, lub
               może wyrażał zadowolenie i wdzięczność za smaczny, dojrzały banan.
                  Wkrótce zapanowała zupełna cisza. Od czasu do czasu tylko pluska-
               ła ryba w rzece i cienko cykały uganiające się za muchami nietoperze.
                  Birara spał.
                  Obudziło go stąpanie innego słonia.
                  Było to młode jeszcze i dość dzikie zwierzę, od niedawna tresowane.
                  Zaniepokoiła go obecność nieznajomego człowieka, małego brą-
               zowego chłopaka, który spał smacznie w skrzyni z sianem.
                  Podszedł więc, węsząc podejrzliwie.
                  W tej samej chwili jednak obudził się też Birara.
                  Ujrzawszy wyciągniętą nad Amrą trąbę młodego słonia, chrapnął
               gniewnie, odtrącił ją i dał młodzikowi kuksańca w bok, aż huknęło.
                  Znowu zapadła cisza.
                  Niebo stawało się bledsze. Szarzyzna przedświtu sączyła się już
               zewsząd.
                  Przeleciały, pośpiesznie machając skrzydłami, szare czapelki.
                  Jakiś ptak odezwał się w gąszczu palm areka.


                                                  - 12 -
   7   8   9   10   11   12   13   14   15   16   17