Page 9 - Demo_ksiazki
P. 9

Staruszek-dziaduś dostał się w porcie pod spadające belki. Przy-
           gniotły go, połamały mu stare kości, poszarpały sterane życiem ciało.
           Bauli tegoż wieczoru umarł.
              W osieroconej rodzinie nie pozostał nikt, kto mógłby pracować
           z Birarą... On tylko chyba – dziesięcioletni Amra, bardzo zresztą za-
           przyjaźniony ze starym słoniem dziadka.
              Słoń dziadka... Stary Bauli nieraz brał ze sobą wnuka, wsadzał go
           obok siebie na kark Birary i ruszali do dżungli. Jadąc, gwarzyli sobie,
           a przysłuchujący się ich rozmowie słoń pomrukiwał cicho, wymachu-
           jąc uszami.
              Bauli  opowiadał  chłopakowi,  że  Birara  od  dawna  należał  do
           ich rodziny.
              Przywiózł go z dżungli Assanu ojciec Bauliego, który mieszkał wtedy
           za „świętą” rzeką Gangesem.
              – Amra! Amra! – krzyknął nagle ojciec chłopaka i klasnął w dłonie.
              Wspomnienia prysnęły.
              Chłopiec uczynił kilka szybkich ruchów, zamocował pręciki koszyka
           i pobiegł do chaty.
              – Słuchaj no, synku! – rzekł Warora, pykając długą, cienką fajeczkę.
           – Musimy się naradzić. Chodź tu, matko!
              Usiedli wszyscy troje na progu.
              – Jestem kaleką i nie mogę być kornakiem – zaczął ojciec. – Sprzedać
           słonia nam nie wolno, gdyż wpadlibyśmy w nędzę. W rodzinie jest
           jeden tylko mężczyzna – to ty, Amro...
              – Jestem mężczyzną! – odpowiedział poważnym głosem chłopak
           i dumnym, śmiałym ruchem podniósł głowę.
              – Czy potrafisz kierować Birarą? – spytał Warora, patrząc na syna.
              –  Przecież  nieraz  już  pomagałem  dziadkowi.  –  Amra  wzru-
           szył ramionami.
              – Słoń nasz jest mądry i posłuszny, najmądrzejszy i najposłuszniej-
           szy spośród wszystkich, które pracują w Suracie.
              – Czy podołasz tej pracy? – rzuciła pytanie matka, z troską zaglą-
           dając w oczy synowi.
              – Podołam! – odparł Amra stanowczym, twardym głosem. – Zacznę
           od jutra. Dziś muszę skończyć koszyki, zamówione przez białego
           kupca. Już pójdę...
              Wstał i odszedł szybkim krokiem. Prości, pracowici ludzie nie mają
           czasu na długie rozmowy.


                                               - 9 -
   4   5   6   7   8   9   10   11   12   13   14