Page 7 - klasyka_mlodego_czytelnika_chlopcy_z_placu_broni22
P. 7

Sięgnął do swego małego, eleganckiego portfela. Włoch uśmiechnął się
         i zaczął się zastanawiać, co by było, gdyby od jutra – wszystko było po trzy
         krajcary. Ale to był tylko sen. To było coś takiego, jak ktoś kiedyś marzył, że
         każdy forint jest wart stu forintów. Uderzył nożem w chałwę i odcięte kawał-
         ki zapakował w kawałek papieru.
            Czele spojrzał na niego gorzkim wzrokiem.
            – No, ale jest mniej, niż było poprzednio!
            Sukces w biznesie uderzył Włochowi do głowy.
            Odpowiedział z kąśliwym uśmiechem:
            – Teraz jest drożej i teraz jest mniej.
            I zaraz zwrócił się w stronę następnego klienta, który nauczony przy-
         kładem trzymał w ręce dwa krajcary. I kroił białą masę z cukru małym
         toporkiem, wykonując przy tym tak dziwne ruchy, jakby był jakimś śre-
         dniowiecznym, potężnym katem z bajki, który maleńką siekierką odci-
         na głowy wielkości orzecha laskowego ludzikom. Wręcz pastwił się nad
         chałwą.
            – Fuj – powiedział Czele do nowego klienta – proszę tu nie kupować! To
         jest lichwiarz.
            I na raz włożył do ust całą chałwę, która przykleiła się do papieru tak, że
         nie można było jej odkleić, ale to nie znaczy, że nie można było jej zlizać.
            – Zaczekajcie! – wykrzyknął za Boką i Gerebem, puszczając się pędem
         za nimi.
            Na zakręcie dogonił kolegów i już wszyscy razem skręcili w ulicę Pipa,
         kierując się w stronę ulicy Soroksári. Szli obok siebie we trzech; pośrodku
         kroczył Boka i coś im po cichu, poważnym głosem tłumaczył, tak jak miał
         to w zwyczaju. Miał czternaście lat i na jego twarzy nie było jeszcze widać
         zbyt wielu śladów męskości. Ale kiedy otworzył usta, zyskiwał kilka lat. Jego
         głos był głęboki, łagodny i poważny. A to, co powiedział też brzmiało po-
         ważnie i rozsądnie. Rzadko mówił o głupotach i nie wykazywał najmniej-
         szej ochoty do czegoś, co nazywano tak zwanym gdakaniem. Nie wdawał
         się w mniejsze kłótnie, a nawet jeśli wzywano go na rozjemcę, uchylał się od
         tego. Nauczył się już, że po wydaniu wyroku jedna ze stron zawsze odejdzie
         rozgoryczona i to rozgoryczenie poczuje do rozjemcy. Ale jeśli problem się
         nawarstwiał i kłótnia przybierała rozmiary wymagające interwencji nauczy-
         ciela, wtedy na scenę wchodził Boka, aby przywrócić pokój. A na przywra-
         cającego pokój żadna ze stron się nie gniewa. Zatem Boka zdawał się mą-



                                              10                                                                                            10 11
   2   3   4   5   6   7   8   9   10   11   12