Page 4 - klasyka_mlodego_czytelnika_chlopcy_z_placu_broni22
P. 4

czyzną wyjątkowo uczciwym i nie chciał czytać listu kogoś innego. A zatem
         znów zwinął kartkę w kulkę, poczekał na odpowiedni moment, schylił się
         pomiędzy rzędy ławek i szepnął:
            – Uwaga, Boka!
            Teraz Boka spojrzał na ziemię i zauważył, że papierowa kulka dotoczyła
         się pod jego nogi. Na drugiej stronie było napisane:


                                  Zebranie o trzeciej po południu
                           Wybory przewodniczącego na placu. Ogłosić.


            Boka schował list do kieszeni, a ostatnią książkę wcisnął do pozostałych,
         już zapakowanych. Była pierwsza. Elektryczny zegar zaczął brzęczeć i te-
         raz już nawet nauczyciel wiedział, że lekcja dobiegła końca. Zgasił lampę
         Bunsena, zakończył lekcję i wrócił do magazynku pomocy przyrodniczych,
         do tego zbioru, skąd przy każdym otwarciu drzwi wyłaniały się wypchane
         zwierzęta, z półek zerkały wypchane ptaki spojrzeniem głupich, szklanych
         oczu i gdzie w rogu cicho, ale godnie stała największa tajemnica z tajemnic,
         największy horror z horrorów: pożółkły ludzki szkielet.
            Cała klasa w jedną sekundę znalazła się na zewnątrz. Na wielkich, ozdo-
         bionych kolumnami schodach odbywały się dzikie pościgi, które zmieniały
         się w pośpiech jedynie wtedy, kiedy w rozwrzeszczanym tłumie dzieci poja-
         wiła się wysoka postać jakiegoś nauczyciela. Wtedy następowało hamowa-
         nie, zapadała cisza na ułamek sekundy, ale zaraz, jak tylko nauczyciel znik-
         nął za rogiem, wyścig do dołu rozpoczynał się na nowo.
            Przez bramę wylewał się tłum dzieci. Połowa kierowała się w prawo, po-
         łowa w lewo. A pośród niego szli nauczyciele, wtedy małe czapeczki zlaty-
         wały z głów. Wszyscy zmęczeni i głodni przemieszczali się po zalanej słoń-
         cem ulicy. W lekkim oszołomieniu, które bardzo powoli rozpraszało się na
         wiele zabawnych i życiodajnych widoków, jakich dostarczała owa ulica. Byli
         jak wyzwoleni niewolnicy, otumanieni od masy powietrza i światła, zachły-
         stywali się hałaśliwym, wibrującym miastem, które dla nich było niczym in-
         nym, jak chaotyczną mieszaniną wozów, konnych tramwajów, ulic i skle-
         pów, a przy której należało odnaleźć dom.
            Czele w tajemnicy w sąsiedniej bramie targował się o kawałek chałwy.
         Sprzedawca bezwstydnie podnosił ceny. Jak powszechnie wiadomo, cena
         chałwy na całym świecie wynosiła jednego krajcara. Co należy rozumieć



 6                                             6 7
   1   2   3   4   5   6   7   8   9