Page 17 - demo ksiazki
P. 17

Flora wyszczerzyła zęby w uśmiechu. To było typowe zacho-

           wanie tego psa.
             – Może jest głodny?
             Pani Miller skinęła głową.

             – Całkiem możliwe. On zawsze jest głodny. Ale labradory już
           tak mają. – Dała im smycz. Dziewczynki wyruszyły na spacer

           z Zorro. Spuściły go ze smyczy dopiero, gdy doszły do sadów za
           starym młynem. Ruszył od razu takim pędem, że jego uszy aż
           unosiły się w powietrzu. Dziewczęta musiały przyspieszyć, żeby

           za nim nadążyć.
             – Dziwne, że Zorro to nie męczy – dziwiła się Miri. – Jak

           sobie pomyślę, że miałabym dzisiaj tak ganiać w grubym, czar-
           nym futrze, to nie wiem…

             Flora wybuchnęła śmiechem.
                     – Tak,  ja  też  bym  nie  dała  rady  –  powiedziała.  –
                       Chodźmy do lasu. Tam jest chłodniej.

                           Pod  osłoną  ciemnych  jodeł  było  przyjemnie
                          i wspaniale pachniało glebą. Dziewczynki szły

                          wąską ścieżką, która wiła się przez las. Przy roz-
                          widleniu  dróg  Zorro  nagle  skręcił  i  popędził

                         przed siebie. Nie zareagował na wołanie dziew-
                      cząt. Nawet się nie obejrzał. Flora i Miri biegły za
                nim,  żeby  nie  stracić  go  z  oczu. Weszły  na  porośnięty

           trawą pagórek, na którym rosło duże, stare drzewo. Delikatny




                                        20
   12   13   14   15   16   17   18   19   20   21   22