Page 5 - demo ksiazki
P. 5
i wyszywane perełkami pantofle. Nie czując się jednak na siłach, bym
dorównać mógł w opisach moich temu poecie, poprzestaję na krót-
kim stwierdzeniu, że Walorozo pozostał sam.
Przez chwilę nasłuchiwał, czy kroki królowej ucichły, po czym
schwycił ze stołu jeden ze srebrnych kieliszków do jajek, wyrzucił z nie-
go jajo, chyłkiem podsunął się do kredensu, wyjął flaszkę gdańskiej
wódki, nalał kieliszek po brzegi i wychylił go duszkiem. Powtórzyw-
szy to kilka razy, zaśmiał się do siebie i zamruczał z lubością: – Ha!
Ha! Teraz dopiero Walorozo jest prawdziwym mężem! – Pociągnął
znowu tęgi łyk i mówił dalej: – Hej, hej, zanim dostałem się na tron
królewski, nie znałem nawet smaku tego upajającego trunku. Po pro-
stu czułem do niego wstręt i woda źródlana była mi jedynym napo-
jem. W tanecznych pląsach spływał potok ze skał, a ja z rusznicą bie-
głem w leśny mrok, stopami strząsałem rosę z rdzawych mchów, szu-
kając śladów jeleni i łań. ale, jak prawdziwe są te wieszcze słowa:
Królewskiej głowie zbyt ciąży korona…
Lecz skoro już ją skradłem bratankowi… skradłem? Co mówię!
Gdzieżbym znowu ukradł, cofam to wstrętne, nienawistne słowo!
Nie, nie, nie skradłem, jeno na swą męską głowę włożyłem świetną
królewską koronę. i odtąd jabłko piastuję jedną dłonią, a paflagoń-
skie berło dzierżę drugą. Bo czyżby słaba, bezbronna dziecina, led-
wie od piersi mamki odstawiona, karmiona cukrem i papką na mle-
ku, rządowi państwa tego podołała? Jakoż dźwignęłaby berło, koro-
nę, jabłko i ojców ciężki miecz stalowy, broniący srogim władcom
Krymtatarii wstępu w granicę państwa Paflagonii?
W ten sposób monarcha usiłował udowodnić (choć samo się przez
się rozumie, że nierymowane wiersze niczego jeszcze nie dowodzą), że
jego najświętszym obowiązkiem jest: mocno w dłoni dzierżyć, co raz
w nią zagarnął. i teraz wprawdzie nasuwała mu się natrętna myśl, że na-
8