Page 13 - demo ksiazki
P. 13
– Zupełnie nie rozumiem – rzekł z zakłopotaniem Cuthbert, ża-
łując, że nie ma przy nim Maryli. Ona z pewnością wiedziałaby, co
zrobić.
– Najlepiej będzie, jeśli pan sam porozmawia z tą dziewczynką –
radził beztrosko zawiadowca. – Na pewno wszystko panu wyjaśni,
jest bardzo rezolutna, sam się pan przekona. Może w sierocińcu nie
mieli takiego chłopca, jakiego pan sobie życzył?
Pożegnał się skinięciem głowy i odszedł, bo był już bardzo głodny.
Biedny Mateusz został sam. Musiał uczynić coś, co uważał za rzecz
gorszą od wejścia do jaskini lwa: zwrócić się do dziewczynki – na do-
datek zupełnie obcej sieroty – z pytaniem, dlaczego nie jest chłop-
cem. Westchnął ciężko i powoli ruszył w stronę dziecka.
Dziewczynka, już w chwili, gdy po raz pierwszy przechodził obok
niej, utkwiła w nim swoje spojrzenie i teraz Mateusz, zbliżając się,
znowu poczuł na sobie jej wzrok.
Nie patrzył na nią, ale nawet gdyby to uczynił, nie spostrzegłby za-
pewne tego, co zauważyłby przeciętny obserwator.
Dziewczynka w wieku około jedenastu lat ubrana była w bardzo
krótką, wąską i brzydką sukienkę z szarożółtej szorstkiej wełny. Na
głowie miała wyblakły, brunatny kapelusz marynarski, spod którego
opadały na ramiona dwa bardzo grube, czerwone jak ogień warko-
cze. Jej twarzyczka była drobna, blada, chuda i usiana piegami, usta
szerokie, duże, podobnie jak zmieniające barwę oczy – to zielone, to
znowu szare.
Tyle zobaczyłby przeciętny obserwator. Ktoś bystrzejszy spo-
strzegłby, że podbródek dziewczynki jest spiczasty i wystający, a z jej
wielkich oczu emanują radość życia i inteligencja, usta ma wymow-
ne i pełne słodyczy, czoło zaś szerokie i rozumne. Słowem, bardziej
spostrzegawcza osoba doszłaby do wniosku, że ta biedna, bezdomna
istotka, której nieśmiały Mateusz Cuthbert tak bardzo się przeraził,
kryje w sobie niepospolitą duszę.
16