Page 15 - demo ksiazki
P. 15
wiśni. Pewnie daleka droga przed nami, prawda? Pani Spencer mó-
wiła mi, że prawie osiem mil! To cudownie, bo uwielbiam przejażdż-
ki. Jak wspaniale, że będę z wami mieszkać i w ogóle będę wasza…
Tak naprawdę to nigdy dotąd nie należałam do nikogo. Ale Dom
Sierot – to już było najgorsze. Byłam w nim tylko cztery miesiące,
ale i tak o wiele za długo! Przypuszczam, że pan nigdy nie mieszkał
w sierocińcu, więc nie ma pan pojęcia, jak tam jest. Najgorzej, jak
można sobie wyobrazić! Pani Spencer uważa, że źle postępuję, tak
mówiąc, ale ja przecież niczego złego nie mam na myśli! Bardzo ła-
two jest powiedzieć niechcący coś brzydkiego, prawda? Wie pan, ci
opiekunowie w sierocińcu są dobrzy, ale tam nie ma wcale możliwo-
ści snucia fantazji, chyba że o innych dzieciach. Bo na ich temat moż-
na sobie wyobrażać rozmaite rzeczy. Na przykład, wyobrażałam so-
bie, że śpiąca obok mnie dziewczynka jest córką jakiegoś księcia i że
została wykradziona rodzicom we wczesnym dzieciństwie przez złą
niańkę, która umarła, nie zdążywszy wyznać prawdy. Zwykle nocami
starałam się nie spać i zmyślać takie historie, bo w dzień nie miałam
na to czasu. Być może dlatego jestem tak strasznie chuda, bo jestem
chuda, prawda? Sama skóra i kości! Ale chętnie wyobrażam sobie, że
jestem pulchna i ładna, z dołeczkami w łokciach…
Towarzyszka Mateusza zamilkła; z jednej strony dlatego, że zabra-
kło jej tchu, z drugiej zaś, ponieważ właśnie stanęli przy powozie.
Nie odzywała się, gdy opuszczali miasteczko i zjeżdżali ze stromego
pagórka. Droga tak głęboko wrzynała się tu w miękki grunt, że kwit-
nące po obu jej stronach wiśnie i smukłe, białe brzozy, wznosiły się
zaledwie o kilka stóp nad głowami jadących.
Dziewczynka wyciągnęła rękę i zerwała gałązkę dzikiej wiśni, któ-
ra musnęła bok powozu.
– Czyż ona nie jest piękna? Z czym kojarzą się panu takie drzewa,
obsypane śnieżnobiałym kwieciem? Co one przypominają?
– Nie zastanawiałem się nad tym – rzekł Mateusz.
18