Page 5 - demo ksiazki
P. 5

i wiercił się na miejscu, żeby pomimo smutku spojrzeć na konie, dostrzegł przy
          krańcu pola smugę szarych ścian, okrytych białymi strzechami. Owe ściany two-
          rzyły linię równą i przykuwały oczy niezwykłym na śniegach kolorem.
            – Co to jest, mamusiu? – zapytał z oczyma łez pełnymi.
            Pani Borowiczowa uśmiechnęła się z przymusem i na pozór spokojnie od-
          rzekła:
            – To nic, kochanku... To Owczary.
            – To już w tych Owczarach... szkoła?
            – Tak, kochanku... Ale to nic. Przecież ty jesteś tęgi, rozumny, mądry chło-
          piec! Przecie ty kochasz swoją mamusię. Trzeba się uczyć, malutki, uczyć...
            – Ale on tylko udaje... – rzekł ojciec, udając również, że się zanosi od śmie-
          chu. – Alboż to daleko do Wielkiejnocy? Zleci jak z bicza strzelił! Ani się obej-
          rzysz, aż tu zajeżdża wózek przed szkołę. Po kogoś przyjechał? – pytają Jędr-
          ka. – A po naszego panicza, po studenta – on powie. A w domu co mazurków,
          co babek, co placków z migdałami... powiadam ci... zatrzęsienie.
            Wiatr szedł w polu ostrzejszy i smagał twarze rodziców chłopca. Marcin
          poddał się ściśnieniu serca, które uczuwał pierwszy raz w życiu, i milcząc słu-
          chał nawału zdań o szkole, konieczności uczenia się, o gimnazjum, o mundu-
          rze, mazurkach, zającach, o cukrze lodowatym, kapiszonach, posłuszeństwie,
          o jakiejś pilności i nieskończonym łańcuchu innych wyobrażeń. Chwilami
          przestawał myśleć i patrzał znużonym wzrokiem, jak wiatr rozdmuchuje futro
          w pewnym miejscu elkowego , w kształcie peleryny, kołnierza matki, zupełnie
                                 4
          jak gdyby ktoś chuchał na to miejsce, przyłożywszy do niego usta; chwilami
          znowu tłumił całą potęgą dziecięcej woli wybuch przerażenia, które wstrząsa-
          ło jego żyły jak wystrzał niespodziewany. Tymczasem janczary  dźwiękły gło-
                                                            5
          śniej, z obu stron drożyny ukazały się ściany stodół, później parkany, bielone
          chaty, i sanie wśliznęły się na utorowaną, szeroką ulicę wioski. Chłopiec po-
          wożący zaciął konie, a nim upłynęło kilkanaście minut, wstrzymał je przed bu-
          dynkiem większym trochę od chat włościańskich, ale nieodbiegającym pod
          względem struktury od ich typu. We frontowej ścianie tego domostwa poły-
          skiwały dwa okna sześcioszybowe, a nad drzwiami wchodowymi czerniała ta-
          blica z napisem: Naczalnoje Owczarskoje Ucziliszcze . Obok budynku szkol-
                                                    6
          nego stała skromnie niewielka obórka i tuliła się, nieco mniejsza od obórki,
          kupka krowiego nawozu. Między drogą a domem znajdowała się pewna prze-


           elki – futro z tchórza
          4
           janczary – dzwonki przy uprzęży
          5
           Naczalnoje Owczarskoje Ucziliszcze (ros.) – szkoła początkowa w Owczarach
          6
                                        8
   1   2   3   4   5   6   7   8   9   10