Page 9 - demo ksiazki
P. 9

piący samowarek na rachitycznie krzywych nóżkach, powyginany w sposób
          nadzwyczajny.
            Niosło go przed sobą wielkie i brzydkie dziewczysko, odziane w czarną od
          brudu, zgrzebną koszulę, potargany i wytłuszczony lejbik , wełnianą zapaskę
                                                                       12
                                                       11
          i szmatkę na włosach nieczesanych od kilku miesięcy.
            Samowarek ustawiono na rogu stołu przy pomocy czynnej pana nauczy-
          ciela i zaczęto zasypywać i zaparzać herbatę w sposób wysoko ceremonial-
          ny i obrzędowy.
            Rodzice Marcinka spostrzegli, że jest to z pewnością pierwsza herbata w bie-
          żącym półroczu szkolnym.
            Mrok z wolna zalegał pokoik. Pan Borowicz przysunął swe krzesło do rogu
          kanapki szczelnie wypełnionego przez panią Wiechowską i półgłosem zaczął
          prowadzić z nią ostateczną umowę o  leguminy” , jakich miał dostarczyć w za-
                                                13
                                       ”
          mian za światło udzielać się mające w tym domu jego synowi.
            Marcinek stał teraz obok matki i słuchał, jak ojciec mówił:
            – Kaszy, wie pani, to nie mogę, bo ani mój młynarz tego jak się patrzy nie
          zrobi – a zresztą, wie pani... Wolę za to kazać zemleć na pytel pszenicy. Będziesz
          pani miała czy na kluski, na łazanki, czy choćby też ciastko jakie upiec, żeby się
          przecie chłopczyna rozerwał. Grochu... ileż byś pani chciała?...
            Słowa te wnikały aż do głębi umysłu chłopca i sprawiały mu ból istotny. Te-
          raz pojmował, że naprawdę w szkole zostaje. W tym brzmieniu mowy ojca,
          w naradach z nauczycielką czuł po raz pierwszy ton handlowy i nieodwołalną
          konieczność ulegania swemu losowi.
            Chwilami owa boleść szerzyła się w małym jego ciele i przechodziła w chęć
          dzikiego oporu, wrzeszczenia, tupania nogami, szarpania sukien matki, to zno-
          wu w głuchą i osłabłą rozpacz.
            Pani Borowiczowa brała również udział w tym sporządzaniu niepisanego
          kontraktu, zanotowywała nawet w małej książeczce ilości owych legumin, ale
          czuła na sobie wzrok chłopca, pomimo że go nie widziała i miała oczy spusz-
          czone. Przez serce jej ciągnęła prawie taka sama zawieja obłędnych uniesień.
          Kto wie nawet, czy nie absolutnie taka sama... Kto wie, czy gwałt jego niecier-
          pliwości nie szarpał jej tak samo i w tej samej minucie...





            lejbik (niem.) – krótki kaftan
          11
            zapaska – fartuch
          12
            leguminy – tu: opłaty w naturze, żywność
          13
                                       12
   4   5   6   7   8   9   10   11   12   13   14