Page 2 - demo ksiazki
P. 2

Rozdział i


                ermin odstawienia Marcina do szkoły przypadł na dzień czwarty stycz-
                nia.
          T Obydwoje państwo Borowiczowie postanowili odwieźć jedynaka
          na miejsce. Zaprzężono konie do malowanych i kutych sanek, główne siedzenie
          wysłano barwnym, strzyżonym dywanem, który zazwyczaj wisiał nad łóżkiem
          pani, i około pierwszej z południa wśród powszechnego płaczu wyruszono.
            Dzień był wietrzny i mroźny. Mimo to jednak, że szczyty wzgórz kurzyły się
          nieustannie od przelatującej zadymki, na rozległych dolinach, między lasami,
          zmarznięte pustkowia leżały w spokoju i prawie w ciszy. Szedł tylko tamtędy
          zimny przeciąg, wiejąc sypki śnieg niby lotną plewę. Gdzieniegdzie wałęsały się
          nad zaspami smugi najdrobniejszego pyłu jak dymek przyduszonego paleniska.
            Chłopak siedzący na koźle, podobny do głowy cukru opakowanej szarą bi-
          bułą, w swym śpiczastym baszłyku , który w tamtych okolicach od dawien
                                       1
          dawna uległ nostryfikacji  i otrzymał swojską nazwę  maślocha”, i w brunat-
                              2
                                                     ”
          nej sukmanie – mocno trzymał lejce garściami ukrytymi w niezmiernych rę-
          kawicach wełnianych o jednym wielkim palcu.
            Konie były wypoczęte, nie chodziły bowiem od pewnego już czasu do żad-
          nej ciężkiej roboty, toteż pomykały, parskając, ostrego kłusa po ledwo przetar-
          tej, a już znowu na pół zadętej drożynie, i sucho, jednostajnie trzaskały podko-
          wami o nadmarzniętą zwierzchnią skorupę śniegu.
            Pan Walenty Borowicz ćmił fajkę na krótkim cybuszku, wychylał się co kil-
          ka minut na bok i przyglądał uważnie już to sanicom, już migającym kopytom.
          Wiatr go chłostał po zaczerwienionej twarzy i on to zapewne wyciskał owe łzy,
          które szlachcic ukradkiem ocierał.
            Pani Borowiczowa nie siliła się wcale na maskowanie wzruszenia. Łzy sta-
          ły bez przerwy w jej oczach skierowanych na syna. Twarz ta, niegdyś piękna,
          a w owej chwili wyniszczona już bardzo przez troski i chorobę piersiową, mia-
          ła niezwykły wyraz namysłu czy jakiejś głębokiej a gorzkiej rozwagi.
            Malec siedział  w nogach”, tyłem do koni. Był to duży, tęgi i muskularny
                        ”
          chłopak ośmioletni, z twarzą nie tyle piękną, ile rozumną i miłą. Oczy miał
          czarne, połyskliwe, w cieniu gęstych brwi ukryte. Włosy krótko przystrzy-

           baszłyk (ros.) – kaptur na głowę z długimi końcami do wiązania pod brodą, zbliżony
          1
           kształtem do grzyba maślaka; podobieństwo to sprawiło, że otrzymał w kieleckiem nazwę
           maślocha”
           ”
           nostryfikacja – uzyskanie obywatelstwa
          2
   1   2   3   4   5   6   7