Page 10 - demo ksiazki
P. 10
na sen w przerwie poimprezowej, gdzieś między piątą
rano, a drugą po południu. Nie jestem nawet pewna,
czy Mercy w ogóle wie, gdzie znajduje się jej własne
łóżko. Dzieli nas zaledwie rok, ale gdybym kiedyś
zamknęła drzwi na klucz, jestem niemal pewna, że
zwinęłaby się w kłębek i jak szczeniaczek zasnęłaby na
wilgotnym ręczniku leżącym w korytarzu.
Delikatnie – no, na tyle delikatnie, na ile to możliwe –
okrywam ją moją pachnącą teraz miętowo-papry-
kowym roztworem kołdrą. Następnie napełniam
szklankę wodą „niemaksowaną” i odstawiam ją na
stolik. Zdejmuję szorty z białego jedwabiu i koszulkę
na ramiączkach. Skacząc na jednej nodze, wkładam
jaskrawozielone legginsy i pomarańczowy top. Z nale-
żytą ostrożnością – nie daj Bóg, żebym je połamała! –
upinam włosy w luźny koczek, po czym naciągam
czapkę i nakładam okulary przeciwsłoneczne.
Wreszcie zawiązuję buty treningowe, odpalam swój
zegarek sportowy i wymykam się z pomieszczenia.
Na chwilę zatrzymuję się w holu.
Hope pochrapuje słodko – moja mała siostrzyczka
w życiu nie wydałaby z siebie rzężących odgłosów –
a Max wciąż jest poza domem, jak to on. Na końcu
korytarza drzwi pokoju mamy (oraz te z nimi sąsia-
dujące) są zamknięte na głucho. Noah grał wczoraj na
Wembley, a tata właśnie leci z Kalifornii: obaj z całą
pewnością są nieprzytomni.
Co oznacza – biorę głęboki oddech i przeciągam się,
gdy to sobie uświadamiam – że wszystkie ważne
14