Page 6 - demo ksiazki
P. 6
nie, wymieniając towary, które przewożono w długich
wagonach z drewna i żelaza. Na szczęście, nie da się
całkiem wymazać wspomnień. Obrazy wypełnione ra-
dością, zabawą i wspólnotą, które były tłem jego dzie-
ciństwa, dawały może i znikomą, ale zawsze nadzieję, że
coś się zmieni.
Podniósł głowę i oparł dłonie o szybę. Jego wzrok
błądził po typowych, zwieńczonych kopułami da-
chach, które niczym lekkie chmurki muskały niebo
rozdzierane kulami miotanymi przez armaty.
W Karan nikt już nie spał. Wszyscy mieszkańcy byli
gotowi stawić czoła trudom kolejnego dnia. Kolejnego
dnia bez Zwierzchników, Nadzorców: Adelma Sufly i jego
małżonki Diagli Quen, którzy zostali bezlitośnie zamor-
dowani podczas starć z Fiderbami. Miasto było więc po-
zbawione władz, jedynie oddziały zbrojne starały się stać
na straży praworządności i zachować jako taki ład.
Kartka w kalendarzu pokazywała datę 3 stycznia –
kolejny dzień mroźnej zimy, która zdawała się nie
mieć końca. Smutek i strach wypełniały serca wszyst-
kich Werotów.
Tego lodowatego poranka dzieci, kobiety i starcy
nie mieli odwagi, żeby otworzyć drzwi i sprawdzić,
czy ogniste kule zniszczyły marne pozostałości murów
obronnych. Tylko nieliczne hipolanty, gigantyczne ko-
nie o majestatycznej posturze, błąkały się niespokojnie
po pokrytych śniegiem ulicach.
Kiedy zegar wybił ósmą, do odgłosu ich rżenia do-
łączył dźwięk z samej góry wieży Siedziby Zwierzchni-
ków. Był to jedyny ocalały dzwon. Flaga miasta Karan,
porwana na strzępy, powiewała samotnie.
1 0