Page 5 - Klasyka_mlodego_czytelnika_ksiega_dzungli2
P. 5
szaleć, gdyż szaleństwo jest największym nieszczęściem, jakie spaść może
na dzikie stworzenie.
My chorobę tę nazywamy wścieklizną, ale zwierzęta dżungli nadały jej na-
zwę dewanee – szaleństwo – i uciekają przed nią.
– Wejdźże więc i rozejrzyj się wokoło – odrzekł Ojciec Wilk – ale jedzenia
tu nie znajdziesz.
– Jużci, dla wilka go nie starczy – rzekł Tabaqui – ale dla takiego chudzi-
ny jak ja nawet sucha kość będzie wspaniałą ucztą. Kimże jesteśmy – my gi-
dur-log (szakale) – byśmy mogli grymasić przy wyborze jedzenia?
Powlókł się w głąb jaskini. Znalazł tam kość antylopy z odrobiną mięsa.
Usiadł i jął z radością chrupać niedogryzek.
– Wielkie dzięki za tak smaczny posiłek – odezwał się, oblizując wargi. –
Jakże piękne są twe szlachetne szczenięta! Jakże piękne mają ślepia! A przy
tym jakie jeszcze młode! Zaprawdę, powinienem mieć w pamięci, że dzieci
królów są od samego urodzenia dorosłe.
Tabaqui, równie jak inni, wiedział dobrze, że nie ma gorszego nieszczę-
ścia, jak mówić pochlebstwa w oczy dzieciom – więc miło mu było patrzeć
na zmartwioną minę Matki Wilczycy i Ojca Wilka. Siedział spokojnie, radu-
jąc się wyrządzoną przez siebie przykrością, po czym rzekł złośliwie:
– Shere Khan, który jest olbrzymi, zmienił łowisko. W ciągu najbliższe-
go miesiąca będzie polował pośród naszych gór. Sam mi o tym opowiadał.
Shere Khan był to tygrys, który przemieszkiwał o dwadzieścia mil opodal
nad brzegami rzeki Wajngangi.
– Wara! – szczeknął gniewnie Ojciec Wilk. –
Według Praw Dżungli nie wolno mu bez
stosownego ostrzeżenia zmieniać siedzi-
by. On tu nam wypłoszy wszelką zwierzy-
nę w okręgu dziesięciu mil, a ja... ja muszę
teraz polować za dwoje.
6 6 7