Page 4 - demo ksiazki
P. 4
Mia biegła, rozglądając się raz w lewo, raz w prawo, i próbowa-
ła zwietrzyć jakąś zwierzynę. Zimą prawie zawsze głodowaliśmy.
Poruszyłem wibrysami, wyrażając w ten sposób powątpiewa-
nie.
– A moim zdaniem mieszkańcy miasta znaczą w ten sposób swój
teren. Te kolorowe gwiazdy widać już z daleka, więc to jest super
praktyczne.
Dotarliśmy wreszcie do doliny. Musieliśmy teraz uważać, że-
by nikt nas nie zauważył. Bezgłośnie przemykaliśmy w ciemnoś-
ciach, aż w oddali dostrzegliśmy jakieś domy.
– Carag, chyba nie chcesz podchodzić bliżej?! Stąd i tak widać już
wystarczająco dużo. – Mia była teraz tak samo zdenerwowana jak
ja.
– No właśnie niewystarczająco. Podbiegniemy jeszcze kawałek. –
Szturchnąłem ją w futrzane ramię, bo zwolniła bieg. Było coś,
o czym nie wiedziała, a ja postanowiłem jej o tym nie mówić. By-
łem tu już miesiąc temu i przygotowałem na dzisiaj kilka rzeczy.
Mój doskonały węch dał mi znać, że dotarliśmy na miejsce;
pod jednym z nawisów skalnych zacząłem rozgrzebywać śnieg
i ziemię.
– Carag, co ty tam wyprawiasz? – W głowie zadźwięczał mi wy-
soki i przenikliwy głos Mii.
– Mam tutaj kryjówkę z ubraniem. – Teraz nie miałem już wyjścia
i musiałem jej o tym powiedzieć. – Dalej pójdę jako człowiek.
Mia fuknęła na mnie.
– A niech cię dzik kopnie! Chyba nie mówisz poważnie!
– Przeciwnie. Jeśli mamy się dowiedzieć, co ludzie tak naprawdę
zamierzają dzisiaj robić, to muszę się przemienić – próbowałem jej
wyjaśnić. – Nie mogą nas zobaczyć w postaci pumy, bo wybuchnie
panika. Sama widziałaś, co się ostatnio działo. Oni się nas boją.
8