Page 4 - demo ksiazki
P. 4
do nich zadzwonić. Szczerze mówiąc, kompletnie o nich zapo-
mniałam. Mieli wszelkie powody do obaw, zwłaszcza po tym,
co stało się z Sophie.
Kiedy o świcie w końcu dotarłam do domu, wszystkich
ogarnęła zbyt wielka ulga, a ja byłam za bardzo zmęczona, by
odpowiadać na pytania. Gorączkowo zastanawiałam się, czy
powinnam im powiedzieć prawdę. W końcu wymamrotałam
z pełnymi ustami:
– Spotkałam po drodze Caluma.
– Słucham? Mów wyraźniej.
Rzuciłam Amelie mordercze spojrzenie.
Bree odwróciła się w naszą stronę. Widać po niej było, że ze-
szłej nocy wylała ze zmartwienia sporo łez. Ruszyło mnie su-
mienie.
– Spotkałam Caluma i trochę się zagadaliśmy. Przepraszam,
że do was nie zadzwoniłam. To było głupie z mojej strony. Zu-
pełnie straciłam rachubę czasu, a telefon zostawiłam w samo-
chodzie. Byliśmy na spacerze – dodałam słabo.
– Ach tak – głos Amelie ociekał ironią. – Spotkałaś Caluma.
Zupełnie przypadkiem. I postanowiliście sobie pospacerować.
Przytaknęłam.
– I o czymże to rozmawialiście tak przez pół nocy? O jego
kolekcji znaczków pocztowych?
Nie udało mi się stłumić chichotu i zakrztusiłam się jedze-
niem. Jednocześnie zrobiłam się czerwona jak burak.
W tej chwili Amelie domyśliła się już wszystkiego, a sądząc
po minie Bree, ona też nie dała się nabić w butelkę. Odsunęła
krzesło od stołu i opadła na nie z westchnieniem ulgi.
9