Page 7 - demo ksiazki
P. 7
czonymi zalękłymi oczyma, mały, chudy, zamorusany, obity, nie wiedzący, gdzie
jest i czego od niego chcą? Jakże tu sądzić taką biedę, co ma lat dziesięć i ledwo
na nogach stoi? Do więzienia ja posłać, czy jak?…
Trzebaż przy tym mieć trochę miłosierdzia nad dziećmi. Niech go tam weź-
mie stójka, niech mu da rózgą, żeby na drugi raz nie kradł, i cała rzecz.
Bo pewno!
Zawołali Stacha, co był stójką:
– Weź go ta i daj mu na pamiątkę.
Stach kiwnął swoją głupowatą, zwierzęcą głową, wziął Janka pod pachę, jak-
by jakiego kociaka, i wyniósł ku stodółce. Dziecko, czy nie rozumiało, o co cho-
dzi, czy się zalękło, dość że nie ozwało się ni słowem, patrzyło tylko, jakby patrzył
ptak. Albo on wie, co z nim zrobią? Dopiero jak go Stach w stodole wziął gar-
ścią, rozciągnął na ziemi i podgiąwszy koszulinę machnął od ucha, dopieroż Ja-
nek krzyknął:
– Matulu! – i co go stójka rózgą, to on: – „Matulu! matulu!!”, ale coraz ciszej,
słabiej, aż za którymś razem ucichło dziecko i nie wołało już matuli…
Biedne potrzaskane skrzypki!…
Ej, głupi, zły Stachu! Któż tak dzieci bije? Toż to małe i słabe,
i zawsze było ledwie żywe.
Janko Przyszła matka, zabrała chłopaka, ale musiała go zanieść do
Muzykant: domu… Na drugi dzień nie wstał Janek, a trzeciego wieczorem
Kara chłosty,
śmiertelne konał już sobie spokojnie na tapczanie pod zgrzebnym kilimkiem.
pobicie.
Jaskółki świegotały w czereśni, co rosła pod przyzbą , promień
15
słońca wchodził przez szybę i oblewał jasnością złotą, rozczochraną główkę dziecka
i twarz, w której nie zostało kropli krwi. Ów promień był niby gościńcem, po którym
mała dusza chłopczyka miała odejść. Dobrze, że choć w chwilę śmierci odchodziła
szeroką, słoneczną drogą, bo za życia szła po prawdzie ciernistą. Tymczasem wychu-
dłe piersi poruszały się jeszcze oddechem, a twarz dziecka była jakby zasłuchana w te
odgłosy wiejskie, które wchodziły przez otwarte okno. Był to wieczór, więc dziew-
częta wracające od siana śpiewały: Oj, na zielonej, na runi !, a od strugi dochodziło
granie fujarek. Janek wsłuchiwał się ostatni raz, jak wieś gra… Na kilimku przy
nim leżały jego skrzypki z gonta.
Nagle twarz umierającego dziecka rozjaśniła się, a z bielejących warg wyszedł szept:
– Matulu?…
– Co, synku? – ozwała się matka, którą dusiły łzy…
– Matulu, Pan Bóg mi da w niebie prawdziwe skrzypki?
15 przyzba – wał usypany z ziemi dokoła podmurówki chaty wiejskiej
8 9