Page 14 - demo ksiazki
P. 14
– Proszę pana... jeżeli łaska...
Królik spojrzał, wzdrygnął się, zatrzymał, upuścił rękawiczki i wa-
chlarz i zaczął uciekać co sił, wkrótce też znikł w ciemnościach.
Alicja podniosła porzucone przedmioty. W przedsionku było go-
rąco, zaczęła się więc mimo woli wachlować, gawędząc ze sobą przy-
jaźnie:
– Kochanie moje, czy nie uważasz, że wszystko tu jest jakieś nie-
zwykłe, coraz coś dziwniejszego cię spotyka... a wczoraj było przecież
takie, jak zawsze. Czyżbym się dzisiejszej nocy przemieniła w kogoś
innego?... Pomyślmy... rano chyba byłam ta sama. Przynajmniej nie
przypominam sobie, aby się coś nadzwyczajnego działo... Więc póź-
niej... Lecz kiedy?... Nic nie rozumiem... Tylko, jeżeli nie jestem Ali-
cją, kimże być mogę? Jakież to wszystko jest nieprzyjemne, przykre...
Alicja zaczęła sobie przypominać wszystkie znajome dziewczynki
i odgadywać, w którą z nich mogła się zamienić.
– Adą nie jestem, to jasne... Ona ma całą głowę w lokach, moje
włosy są gładkie. Mabel być nie mogę... ja się uczyłam i wiem wie-
le... ona bardzo mało... w rezultacie ona jest ona, a ja jestem ja, nic na
to nie poradzę. Gorsze jest to, że tu nie ma nic stałego, ciągłe zmia-
ny, nie wiem, co się za chwilę ze mną stanie... Może dobrze będzie
sprawdzić, czy umiem to wszystko, co dawniej umiałam... Najpierw
tabliczka mnożenia... zaraz... cztery razy pięć jest dwanaście, cztery
razy sześć... trzynaście, a cztery razy siedem jest... Ależ w ten sposób
nigdy nie dojdę do dwudziestu... Widać zapomniałam... Chociaż to
może drobnostka... Ważniejsza jest geografia... Spróbujmy tego...
Londyn jest stolicą Paryża, Paryż stolicą Warszawy, Warszawa stoli-
cą Rzymu... Och! I to wszystko nieprawda... tego jestem pewna. Wi-
dać zmieniłam się w Mabel... Może by jeszcze zadeklamować: Co ro-
bisz, mały...
Z przyzwyczajenia wstała, wyprostowała się i zaczęła deklamować.
Usiłowała mówić wyraźnie, ale głos był jakiś ochrypły, nic się nie kle-
17