Page 3 - demo ksiazki
P. 3
dobrze, bez wątpienia. Przez chwilę zazdrościł tej górze wital-
ności. Było w niej więcej sił życiowych niż w nim, jak mu się
czasem zdawało. Jego wnętrze wciąż jeszcze było jak skamie-
niałe – czy się to kiedykolwiek zmieni?
Wiedział, że ogień we wnętrzu był bliski przebicia się na po-
wierzchnię. Wyobraźnia próbowała podsuwać mu obrazy, kar-
miona tym, co tak często już widywał. Jednak natychmiast je
stłumił. Niebezpieczeństwo, że przez jego myśli i emocje obra-
zy te mogą się urzeczywistnić, było zbyt duże. Czas wulkanu
jeszcze nie nadszedł.
Niekiedy ciężko było mieć tyle władzy, ale była ona jego
częścią odkąd sięgał pamięcią. „Dlaczego Gunnar nie przyło-
żył się sumienniej do kontroli nad nią? Do licha, powinienem
był z nim ćwiczyć! Tak, było to właściwie zadaniem naszych
rodziców, ale mimo to…”
Kiedy poczuł, jak bardzo wstrząsają nim te myśli, wyobraził
sobie, że je z siebie wyrzuca. Wyobraźnia zrobiła z nich czarne
smugi. Uleciały z następnym podmuchem wiatru, niemal to
widział oczyma duszy.
Odetchnął głęboko, raz, drugi, skierował swoją uwagę na
wydychane powietrze i bicie serca. Wsłuchał się w to, co mó-
wiły mu zmysły. Chłodny wiatr z podmuchem mrozu, zapach
mchu, wilgotnych kamieni i siarki.
Powoli zaczynał czuć się lepiej.
Latem było jasno w dzień i w nocy. Był to czas, kiedy w ca-
łym królestwie Isslar, a przede wszystkim w Khyonie, jego sto-
licy, wszyscy przebywali na dworze, dopóki mogli, rozmawiali,
spotykali się. Teraz jednak nastała już jesień i ciemność zapa-
dała coraz wcześniej. Być może bogowie ześlą wkrótce pierw-
sze zorze polarne.
Przeszkadzała mu ciemność, do której nie przywykł. W ja-
kim kierunku leżało jego obozowisko? Sio, jego lis, właśnie
polował i rzucił tylko krótko, że pokaże mu drogę później, gdy
tylko uda mu się schwytać tę tłustą mysz.
6